poniedziałek, 26 października 2015

Nie daj się zwariować #9

Rano wstałam wcześniej, aby móc się odświeżyć i na spokojnie przyszykować do ceremonii zakończenia liceum. Wzięłam więc szybki prysznic, wyciągnęłam z szafy togę studencką oraz jakieś ubrania, co by nie być wyłącznie w wdzianku przypominającym strój prawnika. Ubrałam się, wysuszyłam włosy i zbiegłam po schodach na śniadanie. Podreptałam więc do kuchni i zauważyłam krzątającą się rodzinkę, która szykowała nam jedzenie. 
- Doberek! - krzyknęłam, uśmiechając się. - Pomóc w czymś? 
Mama pokręciła głową i postawiła talerz z tostami na stole. Tata przeciągnął się na krześle, sięgając prawą ręką po szklanki stojące na blacie. 
- Pewnego dnia spadniesz z tego krzesła. Zobaczysz! - burknęłam pod nosem. 
- Zamiast upodabniać się do swojej mamy podaj sok. 
Wspomniana kobieta roześmiała się, a ja wyciągnęłam napój z lodówki. Siadając na krześle postawiłam dzbanek na środku stołu. Śniadanie minęło dość szybko i przyjemnie, aczkolwiek bez obecności mojego brata. Okazało się, że musiał wyjechać wcześniej do pracy. Niestety oznacza to, że nie będę się z nim widzieć przed wylotem do Barcelony. Nieco przygnębiona tą myślą ruszyłam do szkoły. Przez cała drogę zastanawiałam się, co będę robić po liceum? Pójdę na studia, wyuczę się, ale co potem? Jedno wiem na pewno - wyprowadzę się z domu. Zajechałam na parking i wysiadłam z samochodu. Skierowałam się prosto na boisko, gdyż tam ma odbyć się ceremonia zakończenia roku szkolnego. Zauważyłam grupkę przyjaciół, więc bez żadnego zawahania skierowałam się w ich stronę. 
- Margaret! 
Usłyszałam swoje imię zza pleców. Odwróciłam się do tej osoby, która wrzeszczała i zauważyłam zbliżającego się Matthew. Uśmiechnęłam się i pomachałam jemu, pokazując jednocześnie gestem, aby dołączył do mnie. Ruszyliśmy w kierunku Kate, Lucasa i Kaspara. Nic nie mówiliśmy tylko czekaliśmy na moment, w którym dyrektorka rozpocznie całą imprezę. Po około pięciu minutach wyszła na środek elegancko ubrana kobieta. Miała na sobie marynarkę i spódnicę sięgającą do kolan. Stanęła obok stołu na którym leżały nasze certyfikaty, poprawiła mikrofon zamontowany na stojaku i zaczęła wyczytywać podziękowania, gratulacje, żale, wyróżnienia i inne bzdety. W końcu, po cholernie długim czasie, zaczęto wyczytywać nasze nazwiska i następnie wszyscy wychodziliśmy na środek, aby odebrać kawałek papieru. 
- Margaret Howse! 
Uśmiechnęłam się i wystąpiłam z szeregu. Skierowałam się na podest i stanęłam obok naszej dyrektorki. Oczekiwałam, że dostanę certyfikat i pójdę sobie, lecz stało się inaczej. Podszedł mój nauczyciel o wychowania fizycznego i zaczął wymieniać moje osiągnięcia sportowe. Kiedy w końcu skończył dostałam karteczkę i z uśmiechem na twarzy ruszyłam na swoje miejsce. Wszyscy wkoło klaskali, a ja byłam wniebowzięta. Po ceremonii dołączył do nas Matthew i Rachel. Dowiedziałam się, że dziewczyna również leci z nami do Hiszpanii. Domyślam się, że Kaspar inaczej nie wyleciałby do nowego miejsca zamieszkania. 
- O której właściwie mamy samolot? - spytał Lucas. 
Kaspar wybuchnął śmiechem, po czym gwałtownie spowazniał. Zmarszczyłam czoło i skinęłam na niego głową. 
- Co jest? 
- Bo ja..- zaciął się. - Ja sam nie wiem. 
Jęknęłam i spojrzałam na zegarek. 
- Dokładnie za trzy godziny i czterdzieści siedem minut. 
- Uhh, to ja lepiej się zmywam. - powiedział Lucas, podwijając swoją togę studencką do góry. 
Wyglądało to tak, jakby panna młoda zawijała swoją tylną część sukni ślubnej. Roześmiałam się i skinęłam jemu głowa na pożegnanie. Zrobiłam to samo z resztą i ruszyłam do samochodu, żeby móc się spakować na wylot do Barcelony. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz