poniedziałek, 26 października 2015

Nie daj się zwariować #10

O 15:30 mieliśmy wylot, więc spakowałam wszystkie swoje manaty do bagażnika i poszłam do kuchni, żeby móc się pożegnać z mamą. Moja rodzicielka stała w drzwiach, mając w oczach łzy. Podeszłam i przytuliłam ją, po czym powiedziałam jej na ucho. 
- Mamo, nie płacz, bo wtedy i ja się rozkleję. - pogłaskałam ją po plecach. - Poza tym to tylko dwa miesiące. Zobaczysz jak szybko minie. 
Usłyszałam jej parsknięcie nad uchem, co było dobrym znakiem. Odsunęłam się od niej i posłałam szeroki uśmiech. 
- Pilnuj taty i Charlie'go, dobrze? 
Mama skinęła głową i ucałowała mnie w czubek głowy. 
- Zawsze to robię, Meg. - uśmiechnęła się. - Leć, bo się nie wyrobicie. Kocham Cię, córeczko. 
Szybko uścisnęłam jej dłoń i wzięłam do ręki torebkę. 
- Ja Ciebie też. 
Wyszłam na dwór, gdzie czekał już na mnie tata. Zwykle zabrałabym ze sobą któregoś ze znajomych, lecz każde z nich stwierdziło, że nie zabierzemy się jednym samochodem. W sumie racja, bo jakby nie patrzeć to były dwa miesiące. Wsiadłam do auta i pojechaliśmy na lotnisko. Po drodze rozmawialiśmy i śmialiśmy się tak, jak było to w czasie mojego dzieciństwa. Dla takich momentów się żyło. No i właściwie to żyje się dalej. Podczas gdy dojeżdżaliśmy na miejsce zadzwoniłam do Kate, co by się dowiedzieć czy jest już na lotnisku i czy wie coś o przybyciu pozostałych. Dowiedziałam się, że są już z nią Matthew, Kaspar oraz jego rodzice. Rozłączyłam się w momencie, gdy mój ojczulek parkował samochód. Wyciągnęliśmy bagaże, po czym udaliśmy się na spotkanie z pozostałymi. Na lotnisku był tłok jak cholera! Trzeba mieć sokoli wzrok, żeby znaleźć kogokolwiek. Westchnęłam i zaczęłam szukać filaru, przy którym czeka reszta. Już miałam wyciągać telefon, kiedy tata wskazał mi gestem na pobliską kolumnę, przy której Kate rozglądała się wkoło. Możliwe, że wyszukiwała mnie, aczkolwiek nikt nie może być pewny. Podeszłam do nich i posłałam im szeroki uśmiech. 
- Gotowi na podróż!? - wykrzyknęłam podekscytowana, przytulając Kaspara. 
Przyjaciele w odpowiedzi posłali szerokie uśmiechy, co przyjęłam za potwierdzenie. Przywitałam się z pozostałymi, po czym podeszłam do mojego taty. 
- Dalej już dam sobie radę, tatku. 
Tata przytulił mnie i ucałował w czubek głowy. 
- Uważaj na siebie, Margaret. - odsunął mnie od siebie. - Będę za Tobą tęsknić, łobuziaro. 
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek. 
- Póki co, wygląda na to, że to ja wam robię wakacje. Taką przerwę od siebie. 
Mężczyzna roześmiał się i pokręcił głową rozbawiony. Puścił mi oczko i począł się oddalać. 
- Do zobaczenia za dwa miesiące, kochanie! 
- Cześć, tato! 
Kiedy tylko zniknął za zakrętem poczułam, że będzie mi go brakować przez ten czas. Odwróciłam się do tyłu i zauważyłam, że dołączyli już do nas Rachel, Lucas oraz rodzice Kaspara, którzy, jak się okazało, poszli do automatu po kawę. Poczułam się lekko podirytowana, ponieważ wszyscy byli pozajmowani sobą. Lucas z Kate stali z boku i migdalili się co chwilę, szepcząc sobie coś na ucho. Kaspar przedstawiał rodzicom swoją dziewczynę. Czyli jednak dobrze myślałam, że moj przyjaciel wraz z Rachel mają sie ku sobie! Spojrzałam w prawo i zauważyłam rozbawionego Matthew, przyglądajego się mojej osobie. Zaciekawiona podeszłam do niego i szturchnęłam go łokciem. 
- Ładnie to tak perfidnie się w kogoś wpatrywać? 
Matt zachichotał i cmoknął językiem. 
- I vice versa, moja droga. - posłał mi jedno spojrzenie z tych, którymi rodzice darzą wariujące dzieci. - Na Twoje szczęście żaden z nich nie zorientował się, że wpatrujesz się na nich, jednocześnie mając na twarzy wymalowane.. Zniesmaczenie? Tak, tak można by to opisać. 
Zachichotałam i pełna podziwu jego odczytywania mojej mimiki spojrzałam na przyjaciół. 
- Nie nazwałabym tego zniesmaczeniem. - westchnęłam. - Obawiam się tylko, że cały nasz wyjazd będzie się kręcił wkoło tych dwóch par zakochanych. 
Matthew prychnął i wyrzucił ręce do góry w dramatycznym geście. 
- No nie! - jęknął. - To oznacza, że będę skazany na towarzystwo Margaret Howse. Dzwonię po taksówkę i spadam do domu. 
Gwałtownie na niego spojrzałam i również prychnęłam, szturchając go w bok. 
- No wiesz co? 
Matt roześmiał się, i podszedł do mnie, żeby się przytulić. 
- No już się nie denerwuj, no. - zachichotał. - Może i nie będzie tak tragicznie. 
Zaskoczona jego gestem odsunęłam się od niego na centymetr i spojrzałam w górę, co by spojrzeć jemu w twarz. 
- Ehe. - mruknęłam. - A Ciebie od kiedy wzięło na takie czułości, co Godfrey? 
Chłopak uśmiechnął się do mnie, po czym odsunął się do tyłu, spoglądając mi przez ramię. 
- Chyba nadszedł czas na naszą odprawę. 
Odwróciłam się na pięcie i zauważyłam, że pozostali są już gotowi, co by rozpocząć całą zabawę w formalne rozgrywki na lotnisku. Jakieś czterdzieści minut później siedzieliśmy już na swoich miejscach. Dzięki Bogu, wszystkie były obok siebie, przez co cała podróż zapowiadała się na spędzoną w zajebistej atmosferze. Przy startowaniu podekscytowana spojrzałam na Kate, która oczywiście siedziała za mną wraz z Lucasem. 
- Ciekawe jak wygląda Londyn z lotu ptaka. - powiedziałam, opierając głowę i oparcie. - Cholera, to musi być piekne. 
Kate roześmiała sie i skinęła głową na okno. 
- To sprawdź. 
- Proszę usiąść i zapiąć pas, młoda damo. - rozbrzmiał głos gdzieś obok. 
Posłuchałam się mlodej stewardessy i zapiełam pasy. Oczywiście nie umknęło to uwadze Matthew, który siedział obok mnie. 
- Nie ładnie, młoda damo. - cmoknął językiem i pokręcił głową. - Wiedz o tym, że Kaspar nie byłby zadowolony, gdybyś przy turbulencjach zaczęła walić głową, bądź całym tułowiem o jego fotel. 
Chciałam go zbesztać za ten żart, ale moją uwagę zwróciło jedno słowo. Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam na Matt'a. Zaskoczony uniósł brwi do góry i spojrzał na mnie troskliwie. 
- Stało się coś, Meg? - spytał łagodnie. 
- Jakie turbulencje? - zapytałam dysząc. 
Nie wiem dlaczego, ale nagle zaczęłam odczuwać atak paniki. Zabrakło mi powietrza, próbowałam go nabrać, aczkolwiek nie wychodziło mi to zbyt dobrze. Obok usłyszałam jakieś głosy, po czym na plecach poczułam czyjąś dłoń. Zauważyłam wystraszonego Matt'a, a przy nim stała stewardessa. 
- Proszę. - powiedziała, podając mi tlen. - I najlepiej niech pani schowa głowę między kolana. To powinno pomóc. 
Zrobiłam tak jak powiedziała i oddychając przez głupie urządzenie zaczęłam się uspokajać. Na plecach wciąż czułam czyjąś dłoń, lecz tym razem byłam pewna, że to Matthew. Nad głową słyszałam głosy rozmowy zatroskanych przyjaciół oraz rodziców Kaspara, lecz chwilowo byłam niezdolna do mówienia. Niby atak mi przeszedł, ale nie chcę ryzykować tym, że zwymiotuję wraz z pierwszym wypowiedzianym zdaniem. Jakieś dziesięć minut później mogłam usiąść i powrócić do normalności. Stewardessa przechodziła co chwila i pytała jak sie czuję. Uśmiechałam się i mówiłam, że wszystko w porządku. Kate, Kaspar i Lucas co chwila się do mnie odwracali i musiałam ich równo zrugać tylko po to, żeby się o mnie az tak bardzo nie martwili. I tak wystarczył mi Matthew, który siedząc obok panikował za każdym razem, gdy ziewałam, czy wzdychałam. W międzyczasie zaczął mnie przepraszać, a tego już nie mogłam znieść. Usiadłam twarzą do niego i spojrzałam jemu w oczy. 
- Za co Ty mnie przepraszasz, człowieku? 
Rzucił krótkie spojrzenie na maskę z tlenem, która wciąż leżała obok, po czym znów popatrzył mi w oczy. 
- Przeze mnie spanikowałaś. 
Jaką ja mam ochotę go walnąć! Poddenerwowana szturchnęłam go w udo i rzuciłam krótko i zwięźle. 
- To nie Twoja wina, Matt. Sama nie wiedziałam, że mam lęk przed lataniem. Pierwszy raz w życiu odbywam podróż samolotem! Więc przestań obwiniać za to siebie. 
Chłopak przewrócił oczyma. 
- Mogłem nie wspominać o turbulencjach. 
Skurczybyk nie dawał za wygraną. I nagle wpadłam na pomysł. Zaczęłam udawać, że znowu nie mogę złapać powietrze, panika sie we mnie wzbiera. Przerażony Matthew otoczył mnie ramieniem i sięgał po maskę, a ja nie mogąc już sie powstrzymać od śmiechu zaczęłam chichotać. 
- Szybka reakcja, panie Godfrey. Stewardessa byłaby z Ciebie dumna, młodzieńcze. 
Teraz to Matthew się wściekł. Odsunął się ode mnie i spiorunował mnie wzrokiem. 
- To nie było śmieszne! - warknął. 
Westchnęłam i przewróciłam oczami. 
- To skończ wreszcie się obwiniać, bo to również do najzabawniejszych rzeczy nie należy. 
Matthew uniósł brwi do góry. 
- To miała być nauczka? 
Prychnęłam i odwróciłam od niego swój wzrok, opierając głowę o fotel i zamykając oczy. 
- Nazwij to sobie jak chcesz. - mruknęłam. 
Nic więcej nie powiedział. Próbowałam ułożyć się jakoś, żeby móc spokojnie zasnąć. Męczyłam się, męczyłam się i dupa. Matthew mimo tego, że był na mnie wściekły zaoferował mi, żebym oparła się o jego ramię. Skorzystałam z okazji i wtuliłam się w jego bok. 
- Przepraszam. - mruknęłam, praktycznie zasypiając. - Zachowałam się trochę nie na miejscu. Nie gniewaj się na mnie. 
Matt pogłaskał mnie po głowie i oparł policzek o moje czoło. 
- Śpij dobrze, Meg. 
Obudziłam się w momencie lądowania. Zbudziły mnie turbulencje. Zerwałam się i usiadłam prostom, czując zbliżający się atak paniki. Zaczęłam brać głębokie wdechy. 
- Margaret, spójrz na mnie. - powiedział Matthew. 
Chciałam, ale nie mogłam tego zrobić. Zaczęłam panicznie szukać maski z tlenem, lecz ta była już schowana. 
- Meg, popatrz na mnie! - podniósł głos Matt. 
Posłuchałam i powoli zaczęłam się do niego odwracać, a on złapał mnie za dłonie. 
- Oddychaj głęboko, pomyśl o... o Hiszpanii. Co będziemy tam robić? Jak świetnie będziemy się bawić? Myśl o czymś miłym dla Ciebie. 
Wpatrywałam się w niego i próbowałam sobie wyobrazić fale, ocean. Siebie pływającą we wzburzonej wodzie, opalającą sie w bikini na plaży. Mój oddech zaczął się powoli stabilizować. 
- Tak jest, Meg. Bardzo dobrze. 
Rozmyślając o Hiszpanii nie poczułam nawet, kiedy Matthew objął mnie w geście podtrzymania, a samolot szczęśliwie wylądował na lotnisku. Wciąż wtulona w Matt'a wyszeptałam jemu w klatkę piersiową. 
- Zrobiłeś szybki kurs pierwszej pomocy w czasie paniki? 
Chłopak zachichotał, a ja poczułam wibracje w jego klatce piersiowej. 
- Musiałem, mając obok siebie pasażerkę, która mogła jej potrzebować. 
Zaśmiałam się i odsunęłam od niego na kawałek. Pocałowałam go w policzek. 
- Dziękuję. 
W odpowiedzi dostałam jeden z tych szerokich, serdecznych uśmiechów. Miłe chwile przerwali nam przyjaciele oznajmiający, że musimy zabrać bagaże i udać się do busa Kaspara ciotki, która miała po nas podjechać. Szczęka mi opadła! Barcelona miała ogromne lotnisko, ale widoki, które zobaczyliśmy po drodze? Wspaniałe! 
- Kate, popatrz tutaj. - westchnęłam. - Jaki piękny most w otoczeniu tej pięknej roślinności. 
I tak praktycznie przez całą drogę wymienialiśmy się wraz z przyjaciółmi spostrzeżeniami i zachwytem, który wywołała w nas Barcelona. Odwieźliśmy rodziców Kaspara do ciotki, ponieważ oferowali się, że tam będą spać przez te dwa miesiące. Następnie kobieta odwiozła nas do domu, gdzie będziemy nocować. Kiedy ukazał się ona naszym oczom, podnieceni szybko ruszyliśmy zajmując łóżka oraz wypakowując swoje rzeczy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz