poniedziałek, 26 października 2015

Nie daj się zwariować #11

- Jakie mamy plan? - spytała Rachel. 
Zaśmiałam się i pokręciłam głową z rozbawienia. Usiadłam wygodnie na kanapie, zakładając nogi na oparcie. 
- Spontan, moja droga, spontan. - rzuciłam. 
- Chyba sobie ze mnie żartujesz. - powiedziała oburzona. 
Lucas prychnął i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. 
- A co, masz rozpiskę co do naszego pobytu? 
Rachel szeroko się uśmiechnęła i cmoknęła językiem. 
- A tak się składa, że mam. 
Moje ciało samo z siebie zesztywniało. Przekręciłam głowę na bok i spojrzałam na nią dość mocno wstrząśnięta. Obok usłyszałam jak Luc się roześmiał, a za nim to samo uczyniła Kate. Głos zabrała jednak osoba siedząca na podłodze, a mianowicie Matthew. 
- No i co tam zaplanowałaś? 
Popatrzyłam na niego i zauważyłam, że głowę oparł o łóżko i zamknął oczy. Najwyraźniej wcale jego to nie obchodziło, ale łatwo można było zauważyć, że nie chce jej zrobić przykrości. Taki właśnie był Matthew. Rachel głośno nabrała powietrza do płuc i zaczęła. 
- Na początku pójdziemy do muzeum i będziemy tam siedzieć przez maksymalnie dwie godziny. - odchrząknęła. - Następnie udamy się do katedry, do której droga musi nam zająć nie więcej niż piętnaście minut, gdyż mamy wtedy wejściówkę. Spędzimy tam równiutko dwie godziny i udamy się na peryferie, żeb.. 
- Przepraszam. - przerwałam, podnosząc rękę do góry. - A czy nasz przewodnik wliczył czas na siusiu, czy mamy załatwiać potrzeby w czasie biegu? 
Przyjaciele zanieśli się śmiechem, a Rachel rzuciła mi groźne spojrzenie. No co ja poradzę? Kto mądry planuje coś takiego w pierwszy dzień wyjazdu? 
- Bardzo śmieszne, Meg. - warknęła. 
Podniosłam ręce do góry w geście obronnym i wzruszyłam ramionami. 
- Znaczy się, nie mówię, że plan jest zły. Gdzieżbym śmiała. - odchrząknęłam. - Ogólnie atrakcje nie są złe.. Oprócz tych peryferii.. Ale to wszystko wychodzi w praniu, Rach. Wątpię żeby coś się faktycznie wydarzyło według grafiku, zaczynając od tego, że po podróży wolałabym odpocząć, bądź też pójść na plażę i tam zaczerpnąć chwili spokoju i relaksu po morderce w samolocie. 
- Ja jestem za plażą! - rzuciła Kate. 
Popatrzyłam na resztę, a oni tylko kiwnęli głowami na potwierdzenie. Uśmiechnęłam się do Matthew, który zrobił dziwny gest przypominający atak mojej paniki w samolocie. Dowcipniś teraz uważa, że to zabawne, a jak byliśmy w powietrzu panikował w trochę inny sposób. 
- Róbcie jak chcecie. - prychnęła Rachel. Spojrzała na Kaspara i nieśmiało się uśmiechnęła. - A Ty co o tym sądzisz, kochanie? 
Kasp podrapał się po tyle głowy i zrobił głupkowaty wyraz twarzy. 
- No wiesz, poszedłbym z nimi, ale.. - jęknął. - Ale mogę iść z Tobą do tego muzeum. 
Zaśmiałam się głośno, wstając na nogi. Kaspar pierwszy raz podporządkowywał się komukolwiek! Lubię Rachel, ale nigdy nie sądziłam, że ktoś tak poukładany jak ona owinie sobie tego cwaniaczka wokół palca. Przeciągnęłam się i klepnęłam w ramię chłopaka, który na tej podłodze już zasypiał. 
- Panie Godfrey, co to za obijanie? - uśmiechnęłam się. - Ruszaj dupę i idziemy na plażę. 
Matthew jęknął i wstał przy pomocy mojej podanej dłoni. Zaczął coś mamrotać pod nosem o moim zachowaniu i bezczelności, ale tego już nie słuchałam. Po piętnastu minutach byliśmy gotowi do drogi, poubierani w stroje kąpielowe. Szybko zrobiłam jakieś kanapki, spakowałam je do torby i poszukałam ręcznika w torbie. Zbiegłam na dół i spojrzałam na przyjaciół, którzy się we mnie wpatrywali. 
- No co? - spytałam. 
Matthew uśmiechnął się i pomachał mi przed nosem kluczykami od samochodu. 
- Spóźnialscy prowadzą. 
Prychnęłam i sięgnęłam po sandały. 
- Myślałam, że Kaspar z Rachel zabierają samochód ciotki? 
Usiadłam na krześle i spojrzałam na chwilę w kierunku chichrającego się Lucasa. Zmarszczyłam czoło i zaczęłam zakładać obuwie na stopy. 
- Ktoś mi powie dlaczego Laluś śmieje się jak głupi do sera? 
Kate zachichotała, a gdzieś za moimi plecami usłyszałam podirytowanego chłopaka mojej przyjaciółki. Uśmiechnęłam się pod nosem. 
- Wynająłem samochód, bo stwierdziłem, ze może być przydatny. - zaczął Matthew. - A co do Ka.. 
- Co zrobiłeś? - przerwałam. 
Wstałam na proste nogi i skrzyżowałam ręce na piersi. Obrzuciłam chłopaka chyba niezbyt przyjaznym spojrzeniem, bo biedak aż się skrzywił. 
- Wynająłem samochód. 
Jęknęłam i sięgnęłam po torbę. Już nawet nie chciało mi się tego komentować. Wzięłam od niego kluczyki i skierowałam się na zewnątrz. Otworzyłam drzwi i aż mnie zamurowało. Na podjeździe stał piękny, czarny kabriolet! 
- O.. jej. - wydukałam. 
Spojrzałam na Matthew, a on tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się szeroko. 
- Tak myślałem, że wpadnie Tobie w oko. 
I właśnie uświadomiłam sobie kolejną rzecz. 
- Ja prowadzę tym cackiem? 
Nabrałam powietrze w płuca i ruszyłam w kierunku samochodu. Miałam ochotę przytulić się do maski, poważnie. Zamiast tego schowałam wszystkie graty do bagażnika i usiadłam na miejscu kierowcy. Przyjaciele poszli w moje ślady i wyruszyliśmy w podróż. Po dojeździe na plażę zajęliśmy jakieś miejsce blisko wody, a jednocześnie wysunięte na słoneczko. Kate z Lucasem i Matthew od razu pobiegli do wody, a ja wolałam się poopalać. Nie, że nie lubię pływać, ale byłam wypompowana z całej energii. Może później. Leżąc tak w miejscu nagle poczułam, że czymś oberwałam w głowę. Otworzyłam oczy i zauważyłam, że zostałam zaatakowana przez piłkę do siatkówki. Cholera, zero spokoju! Ściągnęłam okulary i wkurzona zaczęłam szukać sprawcy. W moim kierunku zbliżał się przystojny, umięśniony mężczyzna. Usiadłam i podałam jemu piłkę, podrzucając ją lekko do góry. 
- Mógłbyś pan trochę uważać? - burknęłam. 
Chłopak uśmiechnął się i złapał lecący przedmiot. Podszedł do mnie, wziął w rękę moją dłoń i pocałował ją. 
- Najmocniej przepraszam. 
Mimowolnie roześmiałam się i pokręciłam głową skrępowana. 
- Ale bez takich.. rzeczy. - rzuciłam, uśmiechając się. 
Mężczyzna zachichotał i przyjrzał mi się dokładnie. 
- Zawstydziłem Cię? - podrapał się po brodzie. - Wiesz, to dość interesujące, bo odkąd tutaj jestem to nie spotkałem tak skromnej dziewczyny. Ach, no i przede wszystkim takiej pieknej. 
Zaśmiałam się i wstałam, otrzepując z nóg piasek. 
- Niech pan przestanie, proszę. - schowałam włosy za ucho.- Nie lubię jak ktoś mnie komplementuje. 
- A to niedobrze, niedobrze. 
- Eddie, chodź w końcu! - rozbrzmiał głos za plecami chłopaka. 
Odwrócił się do nich i machnął ręką. 
- Już idę, idę! - spojrzał ponownie na mnie. - Może zechcesz się dołączyć? 
Pokręciłam głową i objęłam się ramionami. 
- Dziękuję, ale jestem zmęczona. Może innym razem. 
Chłopak przyglądał mi się przez chwilę, po czym uśmiechnął się i skinął głową. 
- Trzymam za słowo. - już miał odchodzić, kiedy to odwrócił się na moment. - Właściwie jak Tobie na imię? 
Zaśmiałam się nie z powodu tego, że to było idiotyczne. Rozbawił mnie fakt, że byłam gotowa faktycznie pójść tam i pograć z nimi w siatkówkę, a nawet nie znałam imienia siatkarza.
- Margaret. 
Uśmiechnął się i podał mi rękę. Potrząsnęłam nią. 
- Ja jestem Eddie. Miło było Cię poznać, Maggie. A teraz zjeżdżam, bo mnie chłopcy zjedzą. 
Pożegnaliśmy się i chłopak powrócił na boisko. Tak sobie pomyślałam, że skoro już stoję na nogach, a jak widać leżenie nie idzie mi najlepiej, to dołączę do przyjaciół. Z uśmiechem wciąż przyklejonym po spotkaniu z Eddiem, ruszyłam w kierunku wody, wyszukując znajomej twarzy. Zauważyłam, że chłopcy się wydurniają, a Kate stoi obok i chichra się w najlepsze. Podpłynęłam do niej i ochlapałam ją wodą. 
- Ochłoń Kate, bo cała aż płoniesz z tego podglądania Lucasa. 
Przyjaciółka roześmiała się i odwzajemniła tym samym. Przez dobre pół godziny pływaliśmy, wygłupialiśmy się, podtapialiśmy i chlapaliśmy. Bawiłam się pierwszorzędnie! Postanowiliśmy wyjść dopiero w momencie, kiedy to zaczęły nam sinieć usta. Wyszliśmy na ręczniki i położyliśmy się plackiem na brzuchach. 
- Mogę tak zostać do końca życia. - wymruczała Kate, leżąca tuż obok mnie. 
- Mhm. - mruknęłam. 
Słońce prażyło nas w po plecach, w powietrzu unosił się aromat wody. Cudowne uczucie, piękne doznanie. Matthew stwierdził, że tak wymęczyły go te wygłupy, że skoczy do baru zamówić po drinku. Oczywiście ja zrezygnowałam z alkoholu, gdyż byłam kierowcą. Poprosiłam więc o jakiś koktajl, zdając się przy tym na gust kolegi. Podczas gdy on poszedł po picie, ja zauważyłam wciąż grającego Eddiego wraz z jego znajomymi. Zobaczył, że się im przyglądam i zachęcająco machnął ręką, żebym przyszła. Skinęłam głową i spojrzałam na przyjaciół. 
- Nie macie ochoty pograć w siatkówkę? 
Oni tylko zaczęli jęczeć coś o zmęczeniu i braku piłki. Przekonywałam ich jeszcze przez minutę, po czym założyłam koszulkę i podeszłam do Eddiego. 
- Miło, że się zdecydowałaś. - powiedział uśmiechnięty. 
Ze względu na nowego zawodnika trzeba było pozmieniać składy. Czułam się strasznie głupio ze względu na to, że nie znałam żadnego z nich. Ale za to jaka była zawzięta gra! Byłam w drużynie z Eddiem i jego kuzynką Melanie, grając przeciw ich braciom. Po godzinie, moim zdaniem, wyrównanej walki skończyliśmy mecz. Okazało się, że wygraliśmy z nimi. Wymieniłam się numerami z moją drużyną i wróciłam do przyjaciół na ręczniki. Oni byli już poubierani i gotowi do powrotu do domu. Spojrzałam na nich zdziwiona, a oni zaczęli mi tłumaczyć, że podczas kiedy ja rozgrywałam "mecz życia", to oni usypiali na ręcznikach. No nic, wypiłam szybko koktajl i ruszyliśmy do samochodu. Po drodze Lucas z Kate non stop szeptali sobie coś na ucho, po czym dawali sobie całusa. Matthew idący przede mną słuchał mojego marudzenia, mając przy tym niezły ubaw. Wsiedliśmy do samochodu i po piętnastu minutach zajechaliśmy na podjazd. Zauważyliśmy, że samochodu Kaspara jeszcze nie ma. Weszliśmy do domu i Kate od razu zaklepała sobie wannę na piętrze, co by móc się przemyć. Ja z kolei poszłam pod prysznic. Obmyłam się, wyszorowałam całe ciało od piasku i włosów. Wyszłam z kabiny, powycierałam się i zawiązałam na głowie tzw. turban. Założyłam wcześniej przyszykowaną luźną bluzkę i shorty. Po moim wyjściu z łazienki okazało się, że chłopcy przez ten czas przygotowali kolację. 
- Wow. - rzuciłam. - Ale się szarpnęliście, panowie. - Uśmiechnęłam się. - No chyba, że to jest zamówione jedzonko, co? 
W odpowiedzi dostałam oburzone spojrzenia. Podniosłam ręce do góry w geście poddania i usiadłam do stołu. Kolacja była pyszna, to musiałam im przyznać. Podczas gdy wraz z Kate zmywałam naczynia po posiłku, chłopacy poszli się obmyć. Na szczęście zdążyłam przed tym pójść do łazienki na piętrze i rozczesać swoje wilgotne włosy. Późnym wieczorem poszliśmy na swoje posłania i położyliśmy się w łóżkach. Ja swój dzieliłam pokój z Kate. Zmęczona położyłam się brzuchem na miękkim materacu i schowałam twarz w poduchę. Już zasypiałam, kiedy to moja przyjaciółka zagadała do mnie. 
- Meg, tak w sumie, to kim byli Ci, z którymi grałaś w siatę? 
Jęknęłam i powiedziałam do poduszki. 
- Nie mogłaś zapytać o to wcześniej, tylko teraz, kiedy nareszcie udaje mi się przysypiać? 
Przyjaciółka zachichotała, a ja zrozumiałam, że nie ustąpi. Odwróciłam sie twarzą do niej i westchnęłam. 
- Więc? - ponagliła. 
Ziewnęłam i spojrzałam na nią. 
- Od jednego z nich dostałam z piłki, jak leżałam na ręczniku. Zaproponował mi wspólną grę już wcześniej, ale wolałam pójść do was. 
Kate usiadła na łóżku i uśmiechnęła się. 
- Cóż za poświęcenie. - droczyła się. 
- Katie. - jęknęłam. - Proszę Cię, możemy porozmawiać o tym jutro? - przykryłam się dokładniej nakryciem. - Jestem cholernie zmęczona, nie myślę już zbyt dobrze. 
Przyjaciółka westchnęła i rzuciła się na łóżko. 
- Jak tam sobie chcesz. Dobranoc, Meg. 
- Wzajemnie, misiek. - mruknęłam, znów odpływając w krainę snu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz