poniedziałek, 26 października 2015

Nie daj się zwariować #4

Droga do mojego domu zajęła nam więcej czasu, ponieważ chciałam wypytać Lucasa o szczegóły. Niestety mój przyjaciel nie był zbytnio rozmowny, więc praktycznie niczego nie zdołałam z niego wyciągnąć. Weszłam na ganek, otworzyłam drzwi i zaprosiłam Luca do środka. 
- Rozgość się, a ja szybko się odświeżę, bo rano nie miałam na to zbyt dużo czasu. 
Chłopak skinął głową i sięgnął po jabłko, które leżało w koszyku z owocami na stole. Wziął gryza i przyjrzał mi się. 
- Tylko się pośpiesz. 
Uśmiechnęłam się pod nosem. Co za ironia losu, że już drugi raz dzisiaj słyszę te słowa. Już miałam wejść po schodach, kiedy odwróciłam się do chłopaka. 
- Kate ma tam coś na przebranie? 
Lucas roześmiał się i stuknął w czoło. 
- Wszystko jest na miejscu, Meg. Alec po drodze ma go jakoś zagadać, a tymczasem Kate pobiegnie do Mike'a się przebrać. Ona będzie go witać od środka. 
Prychnęłam i spojrzałam na niego z niesmakiem. 
- Jak miło, że tylko ja nie zostałam w to wtajemniczona. 
Luc wzruszył ramionami i wziął kolejnego gryza. 
- Ty masz z nim najlepsze kontakty, mogłabyś się przypadkiem wygadać. 
Chciałam temu zaprzeczyć, lecz on miał rację. Mówimy sobie o wszystkim. Z drugiej strony nie jestem taką kretynką, żeby wygadać się o przyjęciu niespodziance. Pokręciłam głową i ruszyłam schodami na górę. W pokoju szybko naszykowałam sobie białą sukienkę z wcięciem na plecach. Była ona na ramiączkach, sięgając m ido kolan. W talii była obcisła, co dla mnie było dobre, bo pokazywała moją sylwetkę. Przy dekolcie była przyozdobiona srebrnymi cekinami, a od pasa w dół było kilka rzędów delikatnych falbanek. Kochałam tą sukienkę. Do niej wyciągnęłam lekko szary żakiet z długim rękawem oraz szare szpilki, w których nie miałam zwyczaju chodzić. Sięgnęłam jeszcze tylko biała torebkę i podbiegłam do szafki z książkami. W jednej szufladzie miałam biżuterię, więc wyciągnęłam srebrny komplet kolczyków, naszyjnika i bransolety, po czym skierowałam się do łazienki. Wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy, spięłam je w koka wypuszczając dwa pasemka włosów po bokach i nałożyłam lekki tusz na rzęsy wraz z szarawym białym kolorem kosmetyków na powieki. Ubrałam się i sięgając po torebkę spojrzałam na zegarek. To wszystko zabrało mi trochę więcej niż pół godziny. Zbiegłam więc w tych szpilkach na dół i spojrzałam przepraszająco na Lucasa. 
- Słuchaj, przepraszam, że tak długo. 
Chłopak jęknął i odwracając się rzucił. 
- No w końcu. Myślałem, że będę tu czekał do usranej.. - spojrzał na mnie, podziwiając od góry do dołu. - ..śmierci. Pięknie wyglądasz, Margaret. 
Uśmiechnęłam się nieśmiało i podeszłam do niego, podając rękę.
- Idziemy. 
Dwadzieścia minut później spotkaliśmy się z wszystkimi pod barem Mike'a. Rachel i Megan wyglądały olśniewająco. Chłopcy wcale nie pozostawali w tyle. Uśmiechnęłam się i podeszłam do dziewczyn, które stały pod samymi drzwiami. Rozejrzałam się po znajomych i uniosłam brwi z wrażenia. 
- Gdzie Kaspar? 
Ledwie zdążyłam dokończyć, a zza pleców usłyszałam głos przyjaciela. 
- Tutaj. Piękni wyglądasz. - mówiąc to podszedł i pocałował mnie w policzek. 
Posłałam jemu promienny uśmiech. Alec podszedł i otworzył drzwi. 
- Panie przodem. - powiedział uśmiechając się. 
Kiedy tylko przekroczyłam próg to zamarłam z wrażenia. Pub był pięknie przystrojony, w środku była masa ludzi elegancko poubieranych wraz z Mikiem i jego pracownikami. Odszukałam wzrokiem Kate. Była ubrana w krótką, czarną sukienkę. Na nogach miała szpilki tego samego koloru. Dzięki Bogu, nie tylko ja będę ledwo chodzić po tej całej imprezie. Podeszłam do niej i stanęłam obok. Przyjaciele specjalnie spowolnili wejście Kaspara, żebyśmy zdążyli się ustawić. Kiedy tylko wszedł zaczęły się przemowy. Zaczynał Lucas. 
- No, słuchaj, stary. - powiedział, klepiąc go po plecach. - Jeśli masz zakończyć pobyt w naszym malowniczym mieście to z hukiem. 
- Wy wszyscy o tym wiedzieliście? - zapytał z zaszkolnymi oczyma. 
- Chyba tylko mnie nie raczyli o tym poinformować. Z tego co zdążyłam się dowiedzieć, to zostałam uznana za przyjaciółkę paplę. 
Tłum roześmiał się a Kaspar skinął głową z promiennym uśmiechem na twarzy. 
- Coś w tym jest. - powiedział. 
Kate obok mnie wyszła do przodu i spojrzała na niego. 
- W imieniu tutaj zebranych chcę powiedzieć kilka słów. - uśmiechnęła się. - Kasparze Mou! Zapewne wiesz, jak wszyscy bardzo sobie Ciebie cenimy i zdajesz sobie sprawę z tego, że nie jest nam łatwo pożegnać tak wspaniałą i pogodną osobę jak Ty. Zapewniam, że kontakt będziemy utrzymywać, lecz to zawsze będą dzielące nas kilometry. Mamy dla Ciebie malutki prezent. 
Tłum rozsunął się, a za nim wyłoniła się wielka mozaika wspólnych zdjęć. Akurat o tym wiedziałam, bo zrobiłam ją jakiś czas temu wraz z Kate. Uśmiechnęłam się i podeszłam do przyjaciółki. 
- Mogę kilka słów? 
Odwzajemniła gest i cofnęła się do tyłu. Spojrzałam w oczy przyjaciela, który za chwilę mógłby się popłakać. Przynajmniej taki miał wyraz twarzy. 
- Głupolu, zarówno ja jak i większość tutaj zebranych, chcę Tobie podziękować za te wszystkie wspaniałe lata, które razem przeszliśmy. Ciężko jest mi wyobrazić sobie życie bez Ciebie, bo przecież zawsze przy mnie byłeś. - uśmiechnęłam się przez łzy. - Ta mozaika to taki prezent, abyś mógł sobie nas przypomnieć w trudnych dla Ciebie chwilach, lub po prostu jeśli zatęsknisz. Patrząc na nią będziesz mógł sobie uświadomić, że my wszyscy tutaj jesteśmy i będziemy na Ciebie czekali zawsze. Kochamy Cię, wszyscy bez wyjątku. Jesteś częścią naszej rodziny, pamiętaj o tym. 
Nic więcej nie powiedziałam. Kaspar podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie. Usłyszałam jego chlipanie, co potwierdziło moje obawy sprzed kilku sekund. Wtuliłam się w niego, a po moich policzkach płynęły łzy. 
- Dziękuję za wszystko, Kasp. - wyszeptałam. - Wiedz, że nawet kiedy będziesz w Hiszpanii, to ja zawsze będę gotowa, aby Ciebie wesprzeć. Jedna wiadomość, a ja pakuję się i do Ciebie lecę. 
Uścisnął mnie mocniej, po czym wyszeptał mi przez łzy. 
- Dziękuję, Meg. Wiesz, że Ty też możesz na mnie liczyć. Kocham Cię, ślicznotko. 
Odsunął mnie od siebie i pocałował w policzek. Uśmiechnęłam się i odsunęłam na bok, ponieważ przyjaciel podszedł do Kate, aby również ją uściskać. Po przywitaniu i przemowach, Mike zaprosił nas do stołu. Nasza paczka usiadła razem, więc spędzaliśmy cudowny czas. Po dwóch kolejkach ludzie zaczęli wychodzić na parkiet i tańczyć przy rytmach muzyki. Kaspar był porywany od rąk do rąk, a Kate nie odstępowała Lucasa na krok. Uśmiechnęłam się pod nosem i sięgnęłam po sok, aby go sobie nalać. 
- Czy mogę prosić do tańca? 
Obok mnie rozbrzmiał znajomy głos. Spojrzałam w górę i zauważyłam elegancko ubranego pracownika pubu, wyciągającego rękę w moją stronę. Odstawiłam kartonik i wstając podałam chłopakowi rękę. Uśmiechnęłam się do niego. 
- Oczywiście. 
Zaprowadził mnie na parkiet. Był wyśmienitym tancerzem! Mogłam z nim tańczyć twista, czacze, a nawet zgraliśmy swoje ruchy w całkiem indywidualnych tańcach. Po kilku kawałkach rozbrzmiała wolna piosenka. Speszona spojrzałam na niego, a on czarująco się do mnie uśmiechnął. 
- Jeszcze jeden kawałek? 
Odwzajemniłam uśmiech i podeszłam do niego bliżej. Prawą ręką objął mnie w tali, a w drugą wziął moją dłoń.Będąc z nim tak blisko poczułam się trochę nieswojo, ale to było najmniejszym zwątpieniem. 
- Przykra sprawa z wyjazdem Kaspara. 
Spojrzałam w oczy Matthew i skinęłam głowa. 
- Jak sie go bliżej pozna to jest wspaniałym człowiekiem. 
- Wiem o tym. - mówiąc to zakręcił mną piruet. 
Kiedy znów mnie objął zdziwiona podziwiałam piękno jego niebieskich oczu. 
- Skąd? - powiedziałam prawie szeptem. 
Matthew zachichotał i rzucił krótkie spojrzenie w stronę Kaspiego. 
- Bo go znam. - znów wpatrywał mi sie w oczy. - Chodzę z wami do szkoły. 
- Poważnie? 
Chłopak skinął głową i usmiechnął się. 
- Jak najbardziej. 
Poczułam podmuch wiatru i spojrzałam w bok. Obok stał uśmiechnięty Kaspar. 
- Godfrey, pozwolisz, że odbiję Tobie tą slicznotkę do tańca? 
Matthew spojrzał na niego, po czym skinął głową. 
- Robię to z niechęcią, ale w końcu to Twoja impreza. 
Chłopak pocałował mnie w rękę i lekko się ukłonił. 
- Dziękuję za taniec, Meg. 
Kaspar przejął mnie w swoje ramiona i teraz tańczyłam z moim przyjacielem. Z nim przynajmniej nie czułam tego dyskomfortu, bo znałam go doskonale. Skinęłam głową w kierunku Matthew. 
- Ma dobre maniery. 
Kasp wzruszył ramionami i zakręcił mną piruet. 
- Pochodzi z bogatej rodziny, więc nic dziwnego. 
Zdziwiona aż przystanęłam. 
- Z bogatej rodziny? Nie wydaje się być jakimś snobem. Poza tym pracuje tutaj. Po co miałby to robić, skoro ma kase? 
Przyjaciel zachichotał i skinął głową. 
- Pieniądze to nie wszystko, Meg. On pozostał sobą chyba jako jedyny z rodziny. I nie, nie jest snobem. - zmarszczył czoło. - Ale nigdy nie widziałem, żeby odnosił się z takim szacunkiem do dziewczyny. 
- Co chcesz przez to powiedzieć? 
Kaspar uśmiechnął się. 
- Że Cię polubił, nic poza tym. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz