poniedziałek, 26 października 2015

Nie daj się zwariować #15

Po wpadnięciu do wody popływałam chwilę z Eddiem, wygłupiając się przy tym i śmiejąc w najlepsze. Później moi przyjaciele wpadli na pomysł, żeby wynająć łódkę i popłynąć w głąb oceanu. Kate i Lucas trochę powybrzydzali, ale ostatecznie się zgodzili. Wynajęliśmy ją więc i wybraliśmy się na wycieczkę. Zatrzymaliśmy się jakoś w odległości 200 metrów od brzegu. 
- Kto skacze? - spytał Eddie, ściągając bluzkę. 
- Ja. - odpowiedziałam razem z Matthew. 
Zaczęłam już ściągać ubranie, lecz poczułam, że ktoś mnie chwyta za prawą rękę. Odwróciłam się i zauważyłam zmartwioną Kate. 
- Meg, jesteś tego pewna? 
Pocałowałam ją w policzek i posłałam przyjazny uśmiech. Podeszłam do krawędzi łódki i spojrzałam w wodę. 
- Ja skaczę pierwszy. - rzucił Eddie. 
Wskoczył i zanurkował pod powierzchnią. Wypatrywałam go, ponieważ przez dłuższy czas nie dawał żadnego znaku życia. Ku mojej uldze po niecałej minucie wypłynął. 
- Teraz Ty, Meg! - krzyknął. 
Miałam chwilę zwątpienia. No bo co jeśli nie dam rady wejść później na łódkę? Z wody będzie to o wiele trudniejsze. 
- Cykam się trochę. - odpowiedziałam. 
Chłopak uśmiechnął się szeroko i spojrzał mi w oczy. 
- Spokojnie, w razie gdyby coś miało się stać, to pomogę. 
Wzięłam głęboki wdech i wskoczyłam do wody na główkę. Otworzyłam oczy i zauważyłam ciało Eddiego. Podpłynęłam do niego i pociągnęłam za nogę na dół. Zdezorientowany chłopak zaczął się rozglądać wokół siebie, lecz ja niestety musiałam wypłynąć już na powierzchnię, bo zaczęło mi brakować tlenu. Zaczęłam się śmiać, a w momencie gdy Eddie wypłynął, zauważyłam, że również się śmiał. 
- Tak chcesz się bawić? - spytał z łobuzerskim uśmiechem przyklejonym do twarzy. 
Pokręciłam głową i podpłynęłam do łódki. 
- Już wychodzisz, Howse? - drażnił się Matthew. 
Spojrzałam na niego w miejsce, z którego wcześniej skoczyłam. Zaśmiałam się i cmoknęłam językiem. 
- Ja bynajmniej wskoczyłam do tej wody, cwaniaczku. 
Chciał coś powiedzieć, lecz Melanie zaszła go od tyłu i wepchała do wody. Odruchowo złapał jej rękę i pociągnął ją ze sobą. Przerażona dziewczyna zaczęła machać rękoma i nogami. 
- Ja nie potrafię pływać! - krzyknęła. 
Mattowi zrobiło się głupio, było to widać po jego twarzy. Podpłynął do niej i objął ramieniem. 
- Nie wierć się, bo tylko pogorszysz sprawę. - pouczył ją Matthew. 
Odwróciła się do niego spanikowana i fuknęła na niego, aczkolwiek posłuchała rady. 
- To przez Ciebie tutaj wpadłam. 
Chłopak parsknął i lekko uśmiechnął. 
- Zrobiłaś to na własne życzenie, moja droga. 
Podczas gdy oni się przekomarzali, ja zdołałam wczołgać się jakoś na łódkę. Podałam rękę Melanie, a ona z ulgą na twarzy skorzystała z mojej pomocy i również wdrapała się na pokład. Położyła się na podłodze i sapnęła. 
- Dzięki, Meg. 
- No hay problema. 
Eddie roześmiał się, wskakując na łódkę. 
- Margaret, hiszpańskiego się uczyłaś? 
Uśmiechnęłam się do niego i skinęłam głową. 
- To był mój przedmiot w szkole. 
Posiedzieliśmy jeszcze na pokładzie pół godziny, po czym skierowaliśmy się na brzeg. Nie siadaliśmy już na plaży, nie graliśmy w siatkówkę, tylko poszliśmy do pobliskiego baru. Zajęliśmy miejsce w kącie lokalu i wybieraliśmy z menu to, co zechcielibyśmy zjeść na kolację. Wybrałam zwyczajne ziemniaki z kawałkiem mięsa, którego nazwę pierwszy raz słyszałam. Nagle zadzwonił mi telefon. Spojrzałam na ekran i zauważyłam, że dzwoni do mnie brat. Przeprosiłam więc przyjaciół i wyszłam na zewnątrz. 
- Halo? 
- Cześć, Meg. - zaczął Charlie. - Słuchaj, mam dla Ciebie wiadomość. Sama ocenisz czy jest dobra, czy zła. 
Oparłam się plecami o budynek i wzięłam głęboki wdech. 
- No, dawaj. 
- Ustaliliśmy z Mindy datę naszego ślubu. 
- To wspaniale! - wtrąciłam. 
- Zaplanowany jest na połowę sierpnia.
- Ooh.. - entuzjazm minął jak w morde strzelił. - To musicie zacząć przygotowania, nie sądzisz? 
Mój brat roześmiał się i mogłam przysiąc, że usłyszałam, jak bije mi brawo. 
- Sądziłem, że Twoim pierwszym pytaniem będzie to, któż będzie druhną. 
Zesztywniałam. Ręką pomasowałam swoją skroń i odchrząknęłam. 
- Więc komu tafił się ten zaszczyt? 
Charlie prychnął. 
- Tobie. I.. - zawahał się. - I chciałbym, żebyś pomogła mi w przygotowaniach do ślubu. Ale to trzeba by zacząć od lipca, więc.. 
Jęknęłam i mój humor od razu się nieco popsuł. To by oznaczało, że muszę skrócić swoje wakacje o połowę planowanego czasu. 
- Więc chcesz mnie prosić o to, żebym wróciła wraz z początkiem miesiąca? - podsunęłam. 
W słuchawce nastąpiła chwila ciszy. 
- Przepraszam, że stawiam Ciebie w takiej sytuacji. - powiedział załamanym głosem. - Ale, cholera, Mindy musi teraz wyjechać za granicę na półtora miesiąca i całe to zamieszanie spoczywa na mojej głowie. Nie dam sobie rady bez Ciebie, Meg. 
Miałam ochotę się popłakać. Oczywiście, że go nie zostawię. Ale to oznacza, że będę zmuszona pożegnać się z Kasparem o wiele, wiele szybciej. Westchnęłam i powiedziałam zduszonym głosem.
- Dobrze, przylecę. Przełożę jutro bilet i dam Tobie znać, na kiedy mam termin. 
W słuchawce rozbrzmiało westchnięcie ulgi. 
- Dziękuję, siostrzyczko. I jeszcze raz bardzo, bardzo przepraszam. Nie gniewasz się na mnie? 
- Nie, skąd. Do usłyszenia jutro, Charlie. 
Po tych słowach rozłączyłam się i kucnęłam na chwilę, co by na spokojnie odetchnąć. Straciłam ochotę na zabawę. Wróciłam do lokalu i zajęłam swoje miejsce. Przyjaciele śmiali się i żartowali, a ja tylko bawiłam się jedzeniem. W międzyczasie dotarł do nas Kaspar, który nie zdołał udobruchać swojej dziewczyny. Jednak nie przeszkodziło to w popsuciu jego szampańskiego humoru. Siedziałam i rozmyślałam o tym, co moglibyśmy zrobić w tym czasie. 
- Meg. - ktoś mnie wyrwał z medytacji. - Co Ci jest? 
Spojrzałam na zatroskaną Kate i dość szybko odwróciłam wzrok. Nie miałam apetytu, więc odłożyłam widelec. 
- Charlie wyznaczył datę ślubu. 
Przyjaciółka klasnęła w ręce i szeroko się uśmiechnęła. 
- To wspaniale! Kiedy będzie ten dzień? 
Spojrzałam na nią i przeczesałam swoje włosy ręką. 
- Wiem tylko tyle, że w połowie sierpnia. 
Opuściłam znów głowę w dół i zaczęłam bawić się paznokciami.
- Zostałam druhną i.. - odchrząknęłam. - Mindy nie ma w Londynie, wyjechała służbowo, więc wracam do domu na początku lipca, żeby pomóc to wszystko ogarnąć. 
Odważyłam się na tyle, żeby popatrzyć na moich przyjaciół. Kaspar znieruchomiał, podobnie jak pozostali. 
- Kiedy dokładnie wylatujesz? - przerwał ciszę Eddie. 
- Jeszcze nie wiem. - wstałam, jednocześnie dając wszystkim do zrozumienia, że wychodzę. - Jeśli nie będziecie mieć nic przeciwko, to ja pójdę do domu i przełożę swój bilet. Wzięłam torbę na ramię i wyszłam z lokalu. Nie zdążyłam ujść zbyt daleko, ponieważ usłyszałam nawoływanie swojego imienia za plecami. 
- Meg, zaczekaj! - krzyknął Kaspar. 
Zwolniłam kroku i czekałam, aż przyjaciel mnie dogoni. Kiedy zrównał kroku wydukałam z siebie, patrząc na stopy. 
- Przykro mi, że tak wyszło, Kasp. Naprawdę chciałam spędzić większość tych wakacji z Tobą. 
Kaspar otoczył mnie ramieniem i poczochrał moje włosy. 
- Daj spokój, Meg. Przecież ja rozumiem, że musisz wracać. Charlie na pewno nie wybrałby tego terminu, jeśli miałby tylko taką możliwość. Siła wyższa, ślicznotko. 
Spojrzałam na niego i wykrzywiłam się. 
- Ja to wiem. Boli mnie tylko to, że został mi niecały miesiąc z Tobą. A potem nie zobaczymy się przez długi czas. Właśnie to jest w tym wszystkim najgorsze. 
Przystanął i zagarnął mnie do siebie. 
- Będę Ciebie odwiedzać w Londynie, kiedy tylko wyłapię wolną chwilę. - złapał mnie za podbródek i zwrócił mój wzrok wprost na niego. - Jeśli myślisz, że tak łatwo się mnie pozbędziesz, to jesteś w błędzie. 
Uśmiechnęłam się i wtuliłam w jego klatkę piersiową. 
- No, a teraz zamiast się załamywać... - powiedział, uśmiechając się. - Lepiej pomyślmy, jak ubierzesz się na ślub własnego brata. 
Zaśmiałam się i i odsunęłam od niego. 
- Własny charakteryzator? 
Kaspar wzruszył ramionami. 
- Chociaż tak mogę pomóc Charliemu. 
- Auć. - jęknęłam. 
Kaspar roześmiał się i zasalutował. 
- Oraz oczywiście Tobie, panno Margaret. Służę swoją skromną opinią oraz pomocą. 
Niedługo po tym dotarliśmy do domu. Jak zawsze to bywało, Kaspar odrobinę poprawił mi humor. W dalszym ciągu nie byłam jednak głodna. Wzięłam szybki prysznic, wyszorowałam cały piasek z włosów i wyszłam z łazienki. Nikogo nie było w domu, ponieważ powiedziałam przyjacielowi, żeby do nich wracał. I tak zaraz bym się kładła. Ruszyłam więc do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko, odkładając rozmowę telefoniczna na jutro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz