poniedziałek, 26 października 2015

Nie daj się zwariować #16

Rano zebrałam się wcześniej i zadzwoniłam do biura podróży, aby przełożyć bilet na inną datę. Okazało się, że jedyny samolot do Londynu, w którym są wolne miejsca, będzie miał lot 27 czerwca. Biorąc pod uwagę fakt, że dzisiaj jest 10, to trzeba by jakoś miło spędzić najbliższe dni. Obudziłam swoich przyjaciół i spytałam, czy nie mają ochoty wyskoczyć ze mną do galerii. Nie zastanawiając się zbyt długo brygada RR zgodziła się i zeszła na dół przygotowywać śniadanie. Ja tymczasem wyszłam na zewnątrz i wykonałam pewien telefon.  
- Halo? - rozbrzmiał zaspany głos Eddiego.  
- Hej. Obudziłam Cię?  
Usłyszałam ziewnięcie, po czym chłopak kontynuował.  
- Być może. Ale nie przejmuj się tym. Co słychać?  
- Nie masz ochoty iść z nami na miasto? - spytałam prosto z mostu. - Ah, no i oczywiście Melanie. Matthew by mi nie wybaczył tej zbrodni przeciwko niemu.  
- Twój przyjaciel leci na moją kuzynkę? - zapytał zaskoczony.  
Zachichotałam.  
- Serio, nie zauważyłeś tego?  
Nastąpiła chwila milczenia, którą niepewnie przerwał Eddie.  
- Wiesz, podczas naszych spotkań rozmyślałem raczej o innej osobie, niż ta dwójka.  
- Czyli o kim? - drażniłam się.  
- Sądzę, że to nie jest rozmowa na telefon, Margaret.  
Uśmiechnęłam się pod nosem i zmieniłam temat.  
- Więc jak z tym wyjściem?  
- O której mniej więcej?  
Spojrzałam na zegarek i zastanowiłam sie chwile.  
- Za godzinę?  
- Przyjdziemy po was do domu. Do zobaczenia.  
- Trzymaj się.  
Po rozmowie Eddiem zeszłam do kuchni i zjedlismy razem śniadanie. Między Kasparem, a Rachel wciąż panowała cisza. Czułam się za to winna, ale kurczę, nie pozwolę, żeby rozdzieliła mnie z przyjacielem, którego traktuje jak rodzonego brata. Po posiłku zaczęliśmy szykować się do wyjścia. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi.  
- Ja otworzę! - krzyknęłam, zbiegając po schodach na dół.  
Na progu stał uśmiechnięty Eddie, wraz z Melanie. Wpuściłam ich do środka i przywitałam się ze znajomymi. Chłopak pocałował mnie w policzek i wręczył mi bukiet kwiatów.  
- O.. jej. - zatkało mnie.  
Zaskoczona spojrzałam Eddiemu w oczy i próbowałam zrozumieć, co ejst grane.  
- Z jakiej to okazji? - spytałam.  
Uśmiechnął sie jeszcze szerzej i cmoknął językiem.  
- Pomyślałem, że skoro wczoraj straciłaś dobrą zabawę, to chociaż tak Tobie to wynagrodzę. Poza tym robię to z czystej sympatii do Ciebie oraz podarunku na początek dobrej znajomości.  
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Te jego argumenty były strasznie dziwne, aczkolwiek urocze. Przytuliłam się do niego i zachichotałam.  
- Wiesz, Eddie, dobrą zabawę można odbić poprzez dzisiejszy dzień. - odsunęłam się od niego i pocałowałam go w policzek. - Ale dziękuję. Miło z Twojej strony.  
Uśmiechnęłam się do niego szeroko, po czym poszłam do kuchni, aby wstawić je do wazonu.  
- Oho, a co to za kwiatuszki? - spytał Lucas, sięgając po swój telefon, znajdujący się na blacie.  
Spojrzałam na niego i skinęłam głową.  
- Ładne prawda? - postawiłam je na stole. - Dostałam od Eddiego.  
Chłopak posłał mi łobuzerski uśmiech i już miał coś powiedzieć, kiedy to usłyszeliśmy nawoływanie od drzwi wejściowych.  
- Dalej, bo już wychodzimy!  
Po godzinie znajdowaliśmy się w galerii handlowej, zahaczając o kazdy sklep odzieżowy. Kaspar uparł się, że musi oficjalnie zatwierdzić wybór mojej sukienki. Przeszliśmy prawie wszystkie możliwe lokale, lecz nic nie wpadło mi w oko. Przyjaciele co prawda wskazywali mi kilka ślicznych sukni, lecz ja wolałam coś prostego. Weszliśmy do pomieszczenia, które było moją ostatnią nadzieję.  
- Meg, co powiesz na tą? - rzucił Kasp. - Prosta, zwiewna, niebieska.  
Spojrzałam na niego i z entuzjazmem podeszłam do chłopaka. Obejrzałam ją dokładnie, po czym stwierdziłam, że jest idealna. Była ona na ramiączkach, haftowanym jasnym pasem oraz marszczeniami na biuście. Znalazłam szybko swój rozmiar i udałam się do przebieralni. Czułam się w niej wygodnie, więc wyszłam do przyjaciół i uśmiechnęłam się nieśmiało.  
- I jak wyglądam? - spytałam.  
- Obróć się. - powiedział Lucas.  
Wykonałam piruet, a sukienka zawirowała wokół mnie.  
- Piękna! - krzyknęła Kate.  
Wybrałam więc tą, którą miałam na sobie. Zadowolona z zakupu poszłam jeszcze do obuwniczego i zaczęłam szukać odpowiednich butów. 
- Co powiesz na te? - spytał Kaspar. 
Spojrzałam na przyjaciela i zauważyłam, że w ręku trzyma przepiękne niebieskie buty. Aczkolwiek to nie jest to, czego szukałam. 
- Jeśli znajdziesz mi takie same, ale jasnego koloru, to będę Twoją dłużniczką. 
Chłopak lekko się uśmiechnął i skinął głową. Pięć minut później moim oczom ukazały się piękne szpilki, kolorem zgrane z paskiem od sukienki. Przymierzyłam je, a jako iż pasowały jak ulał, kupiłam bez zastanowienia. Chodziliśmy po pobliskich sklepach z pamiątkami, mając przy tym niemały ubaw. Popoludniu odnieśliśmy zakupy do domu Kaspara i poszliśmy nad basen, znajdujący się na podwórzu. Przebrałam się w strój i ruszyłam biegiem na zewnątrz. Eddie i Melanie skoczyli po swoje stroje do domu i mieli tutaj wrócić po jakimś czasie. Wskoczyłam więc do wody i zaczęłam pływać. Minęła chwila, kiedy to usłyszałam plusk obok siebie i zauważyłam pływającego Matthew. Kiedy tylko się do niego zbliżyłam, chłopak zniknął pod taflą wody. Zanurkowałam, żeby się z nim powygłupiać, lecz po tym, co zauważyłam, wcale nie było mi do śmiechu. Matt pływał, nie dając z siebie żadnej odznaki życia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz