poniedziałek, 26 października 2015

Nie daj się zwariować #3

Rano obudził mnie telefon. 
- Halo? - powiedziałam zaspana. 
- Meg? Gdzie Ty jesteś? - spytała rozdrażniona Kate. 
- W łóżku, a gdzie mogę być o tej godzinie? 
- W szkole! - krzyknęła. - Dawaj szybko. Chłopacy się pobili z Myles'em, a ja sama nei daję rady. 
Spanikowana spojrzałam na zegarek. Z przerażeniem stwierdziłam, że jest 8:30. Jak oparzona wstałam i włączyłam na głośnomówiący. Położyłam telefon na stoliku nocnym, a sama zanurkowałam do szafy. 
- O co im poszło? - krzyknęłam, sięgając luźną bluzę. 
- Zaczął z Marthą naśmiewać się z rodziny Kaspara. 
Warknęłam pod nosem i sięgnęłam szare spodenki, zamykając przy tym mebel. 
- Chyba im się nie dziwię, że Philip dostał po pysku. A co do Marthy, to osobiście zajęłabym się tą suką tak, że ruski rok by pop... 
- Przestań, przestań. - jęknęła Kate, a ja w tym czasie założyłam bluzę. - Ruszaj dupę i do szkoły. 
- Kobieto! - krzyknęłam podirytowana. - Starczy to, że nie wyrobię się z prysznicem i śniadaniem. Nie uważasz, że już mam podły humor? 
- Po prostu pospiesz się. 
Po tych słowach połączenie zostało zerwane. Ubrałam się do końca, zbiegłam na dół, założyłam trampki i przelotem sięgnęłam po prawo jazdy z kluczykami od samochodu. Droga do szkoły zajęła mi rekordowo mało czasu. Zaparkowałam gdzieś z brzegu, żeby nie wybili mi szyb piłką i pobiegłam do drzwi wejściowych. Z początku miałam problem co do odgadnięcia miejsca przebywania moich przyjaciół, lecz po chwili załapałam, ze wszystkie tego typu sprawy dzieją się w stołówce. Smutna sprawa była taka, że nauczyciele nawet nie wiedza o bójkach w szkole. Pomieszczenie zostaje wtedy przepełnione przez skandujące tłumy, więc choćby któryś profesor chciał coś uslyszeć, to nie ma na to mocnych. U wejścia do stołówki zauważyłam grupkę dziewczyn jęczącą, że komuś polała się krew. Modliłam się w duchu, żeby to nie był Kaspar lub Lucas. 
-Posuńcie się! - warknęłam dość głośno, aby mnie usłuchały. 
W momencie gdy przebiłam się przez bandę idiotów, zauważyłam nastroszonych Lucasa i Kaspara przy jednym stoliku, a Mylesa i jego dwóch koleżków przy drugim. Pomiędzy nimi stała Kate i darła sie, żeby przestali. Bez chwili zastanowienia stanęłam między nimi i spojrzałam w oczy przyjaciół. 
- Uspokójcie się. - powiedziałam opanowanym głosem. - Przemoc nic nie da, tylko ich niepotrzebnie nakręcicie. 
- Ten pajac zwyzywał moją matkę od dziwek! - warknął Kaspar. 
- Proszę Cię. - jęknęłam. - Obejdzie się bez przemocy. 
Przyjaciel po chwili rozluźnił swoją szczękę, co mi ulżyło. Spojrzałam na przyjaciółkę i uśmiechnęłam się znacząco. 
- Laluś należy do Ciebie. 
Kate roześmiała się i skinęła głową. Ja z kolei odwróciłam się w stronę Philipa, wolno podchodząc do tego idioty. Dopiero teraz zauważyłam, że za jego plecami kryje się Martha. Zmierzyłam ją wzrokiem, a moja twarz sama zaczęła się wykrzywiać. Co ja mogę poradzić, że jej "piękno" tak na mnie działa? Pokręciłam głową i rzuciłam złowrogie spojrzenie na jej obrońcę. 
- Philip Myles. - powiedziałam, przeciągając każde słowo. - Cóż za niefart, że przyszło mi się z Tobą zobaczyć przed zakończeniem tej budy. 
Chłopak prychnął i spojrzał za moje plecy. 
- To nie jest Twoja sprawa, Howse. Spierdalaj z oczu. 
Stanęłam na lini jego wzroku, mierząc do niego palcem. 
- Kultury Ciebie nie nauczyli, pajacu? 
Zdziwiony uniósł brwi do góry i głośno się roześmiał. 
- Serio, Margaret? Do kultury piejesz? 
Uśmiechnęłam się pod nosem i skinęłam głową. 
- No tak, bo przeważnie człowiek nie rodzi się idiotą. To wynosi się z domu. 
Obok rozległy się śmiechy, a Philip poczerwieniał na twarzy ze złości. 
- Wolę wynieść z domu brak kultury, niż być synem taniej dziwki. 
- Uważaj co mówisz, albo znowu spuszczę Ci tak wpier... 
- No już, już. 
Przerwałam Kasparowi w jego tyradzie. Podeszłam bliżej do Mylesa tak, że stykaliśmy się klatkami piersiowymi. Przez lata znalazłam na niego sposób. A jest on prosty: Philip szybko się podnieca, a wtedy to działa na niego lepiej niż zastraszanie. 
- No, nasz Ty rudzielcu.. - mruknęłam, przejeżdżając palcem wskazującym po jego torsie. - Wiesz, że to są bzdury, prawda? 
Myles poddenerwowany odchrząknął i złapał moją dłoń. 
- Przestań. - warknął ochrypniętym głosem. 
Zachichotałam i odsunęłam sie od niego na krok. 
- Gówno wiesz na temat rodziny Kaspara, więc może czas zaprzestać swoich amatorskich prób dokuczania, co? 
Przestąpił z nogi na nogę i zaśmiał się. 
- Wiem to, bo sam osobiście się z nią zabawiłem. 
Kaspar chciał do niego wylecieć z pięściami, lecz Lucas zatrzymał go w ostatniej chwili. Czyli jednak moja przyjaciółeczka podziałała na tego ogiera. W podzięce skinęłam jemu głową, po czym dokladnie zmierzyłam Myles'a. 
- Wiesz co, Philip.. Może inni by Tobie uwierzyli gdyby nie fakt, że.. - zachichotałam. - Mężczyzna, który kiedykolwiek uprawiał seks nie podnieca się na byle otarcie innej dziewczyny. Lekko Ciebie dotknęłam, a Ty jesteś już w pełnej gotowości. 
- Nie wiem o czym Ty mówisz. 
Myles znowu zrobił się czerwony na twarzy, a ja kątem oka spojrzałam na moją przyjaciółkę, upewniając sie, czy widzi to samo co ja. NA potwierdzenie moich słów Kate przemówiła. 
- To dlaczego masz namiot w spodniach? 
Wokół nas rozległ się wybuch śmiechu, a ja z satysfakcją przyjrzałam się Mylesowi. 
- Pożałujesz tego. - warknął. 
Posłałam jemu łobuzerski uśmiech, po czym odwóciłam się do przyjaciół. 
- Chodźcie stąd, zanim ktoś pobiegnie po nauczycieli. 
Porpozycja Lucasa była rozsądna, więc wzięliśmy swoje torby na ramię i ruszyliśmy do klasy, gdzie miały odbyć sie nasze następne lekcje. Po drodze Kaspar zagarnął mnie ramieniem i przytulił do siebie. 
- Kto by pomyślał, że z Ciebie jest taka uwodzicielka. - mruknął. 
- Weź nie denerwuj mnie. - jęknęłam. - Nie lubię takich rzeczy, wręcz nie znoszę. Doceń moje poświęcenie. 
Idący obok Lucasa roześmiał się i zmierzył mnei wzrokiem. 
- Wyglądałaś, jakbyś miała w tym wprawę. 
Prcyhnęłam i rzuciłam jemu podirytowane spojrzenie. 
- Nie mam żadnego doświadczenia z tym związanego, Lalusiu. Nie przeginaj. 
Przyjaciele mieli świetny ubaw widząc mnie zawstydzoną. Weszliśmy do klasy i czekaliśmy na zniecierpliwieni na koniec lekcji. 
Dzisiaj nasze zajęcia trwały do 16, więc zmęczeni i trochę znudzeni wyszliśmy ze szkoły i spojrzeliśmy na siebie. 
- Jakie plany na dziś? - zagadnęła Kate. 
- Słyszałem, że Mike ma dzisiaj jakieś przyjęcie. Może skoczymy tam większą ekipą, co? 
Spojrzałam na Lucasa zainteresowana całym przedsięwzięciem. 
- Kogo masz na myśli, mówiąc "Większą Ekipą"? 
- Myślałem o Rachel, Megan, Ianie, Peetcie i Alecu. 
- Dla mnie w dechę. - rzucił uśmiechnięty Kaspar. 
Zaskoczona spontaniczną decyzją przyjaciół pokręciłam głową i zaczęłam szukać kluczyków od samochodu w mojej torbie. 
- To ja odstawie tylko auto pod dom i przyjdę tam pieszo. 
- Dla mnie bom.. 
- Idziesz ze mną, Lalusiu. 
Zaskoczony moim poleceniem przyjrzał się uważnie, po czym skinął głową. Chyba załapał o co biega. 
- No dobra. Widzimy sie potem, panowie, panie i Kaspar. 
Zachichotałam i pomachałam pozostałym na pożegnanie. Otworzyłam samochód, wsiadłam do środka i czekałam z odpaleniem silnika do czasu, aż Luc zapnie pasy. Kiedy to zrobił rzuciłam jemu krótkie spojrzenie. 
- To jest to przyjęcie pożegnalne dla Kaspara, co Mike wspomniał pare dni temu? 
Przyjaciel skinął głową i wskzałam ręką, żebym ruszała. 
- Wszystko jest już zorganizowane. Szefuńcio zaproponował, że będzie miał bar zamknięty do czasu, aż całą bandą nie staniemy u jego drzwi. 
Jeknęłam i odpaliłam samochód. 
- Pozostali też wiedzą? Mam na myśli Aleca, Rachel.. 
Zaśmiał się głośno i oparł wygodnie o szybę. 
- Oczywiście, że tak. Zapowiada się świetna zabawa, słodziutka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz