poniedziałek, 26 października 2015

Nie daj się zwariować #13

Reszta dołączyła do nas w momencie, kiedy to my kończyliśmy śniadanie. Eddie oraz Melanie pożegnali się z nami i wrócili do siebie do domu. My z kolei siedząc przy stole rozmyślaliśmy, co będziemy robić dzisiejszego dnia. 
- Może skoczymy do moich rodziców? - spytał Kaspar. - Dzisiaj mają zacząć ogarniać bar, może potrzebują jakieś pomocy. 
No własnie. Rodzice Kasapra przyjechali do Barcelony, ponieważ jego tata dostał propozycję nie do odmówienia jako prezes firmy przemysłowej. Jego mama zaś zaciągnęła informacji u mojego taty i postanowiła, że otworzy tutaj swój mały lokalik na obrzeżach miasta. Uśmiechnęłam sie do przyjaciela i skinęłam głową. 
- Ja się na to piszę. - rzuciłam. 
Matthew zaśmiał się i przeczesał ręką włosy. 
- Jak dla mnie to też może być. - zarechotał. - Nie, żebym pracował w barze na co dzień, czy coś. 
Reszta przyjaciół również się zgodziła. 
- Jak się zabieramy? - spytałam. 
Kaspar wstał i wziął kluczyki z komody. 
- Na dwa samochody. Ja jadę z Rachel, a wy? 
Chciałam już się zgłosić na ochotnika do prowadzenia pięknego cabrio, lecz Matthew mnie uprzedził. 
- Ja poprowadzę nasz samochód. - powiedział i spojrzął na mnie.
Nie mam pojęcia co zobaczył na mojej twarzy, ale zaczął się śmiać. Szturchnęłam go łokciem i pogodziłam się z tym, że zajmę miejsce pasażera. Udaliśmy się więc do samochodów. Kate i Lucas pojechali z Kasparem, ponieważ jak to stwierdzili: nie chcą się zgubić, a Kap ogarnia miejsce, w którym znajduje się bar. Co tam, że tłumaczyliśmy im, iż będziemy się trzymać tuż za nim. W każdym razie pół godziny później zajechaliśmy już na miejsce. Z zewnatrz wyglądało to dość sympatycznie, ale w środku.. Rudera straszna. Zrozumiałam wtedy ile pracy czeka państwa Mou. W pomieszczeniu zauważyliśmy mamę Kasapra, targającą jakieś stare krzesła na zewnątrz. 
- Dzień dobry. - powiedziałam z uśmiechem 
Zaskoczona kobieta spojrzała na nas i uradowała się na nasz widok. 
- Witajcie. - przetarła pot z czoła. - Widzę, że pomoc przyjechała? 
Matthew nic nie odpowiedział, tylko podszedł do niej i wziął krzesła. 
- Niech się pani nie forsuje. 
Pani Mou rozdzieliła nam zadania, które mieliśmy wykonać. Ja oraz Kate miałyśmy zająć się ogarnięciem kuchni, powyrzucaniu starych garnków, spisaniu wszystkich usterek oraz posprzątaniu na glanc. Panowie z kolei byli odpowiedzialni za salę. Powynoszeni gratów na śmieci oraz ogarnięcie jej wystarczająco, aby można było zacząć remont w środku. Rachel ze swoją "teściową" zajęły się barem oraz ladą. Równy podział roli, ale wszyscy mieli dużo do roboty. Z Kate umówiłyśmy się tak, że ona zacznie wyrzucać śmieci ze spiżarni, a ja pozbieram wszystkie garnki. Po trzech godzinach pracy przyszła do nas mama Kaspara wraz z pozostałymi. 
- Wow, dziewczyny. - zaczęła kobieta. - Teraz przynajmniej widzę ściany oraz podłogę. 
Popatrzyłyśmy z Kate na siebie i uśmiechnęłyśmy szeroko. Ale pewne było to, że w porównaniu do całego syfu jest to bardzo mały postęp. Wypiliśmy po szklance soku i wróciliśmy do pracy.
- Hej, Kate! - krzyknęłam, schylając się do szafki pod zlewem. - Czy ta gąbka jest.. O, czekaj.. Nie, nie, nie! To nie jest gąbka! To szczur! 
Chciałam zabrać stamtąd głowę, ale podczas gdy wychodziłam spod szafki trzepnęłam się o mebel. 
- Auć! 
Kate głośno się roześmiałam, a ja poczułam, że jutro pojawi się tam piękny siniak. I to na środku czoła! Na mój krzyk Matthew wbiegł do kuchni i zaczął się rozgladać. 
- Co się stało? - zapytał zmartwiony. 
Kate dalej zanosiła się śmiechem, a ja masowałam swoją głowę. Wskazałam gestem na szafkę i wkurzona wycedziłam przez zęby. 
- Tam jest szczur. 
Matt schylił się i zobaczył sierściucha siedzącego w kącie. Wziął jakiś stary garnek i zapędził go tam. Spojrzał na mnie i uniósł brwi do góry. 
- Wystraszyłaś się go? 
Uśmiechnęłam się i lekko skinęłam głową. 
- Myślałam, że to gąbka. 
Chłopak roześmiał sie i wyszedł na dwór, żeby tam wypuścić wolno zwierzaka. My z kolei powróciłyśmy do roboty. Wszystkie garnki zostały wyniesione na śmietnik, zostały jakieś stoły, blaty, piece, lodówki itd. O 22 ogłosiliśmy fajrant. Spotkaliśmy się wszyscy na głównej sali i musiałam stwierdzić, że nasz postęp w porównaniu do tego był znikły. Sala była wysprzątana, podłoga zamieciona, aczkolwiek wymagała porządnego remontu. Mama Kaspara uśmiechnęła sie i podziwiała nasze wspólne dzieło. 
- Pięknie. Sama bym tego przez tydzień nie zrobiła. - podeszła do nas i zaczęła przytulac każdego po kolei. - Dziękuję wam, kochani. 
- Żaden problem, proszę pani. - powiedział Matthew. 
Pożegnaliśmy się i wsiedliśmy do samochodów. Matt zapewniał mnie, że pamięta już drogę do domu, więc pojechaliśmy nieco wolniej, niż ostatnio. Po drodze zauważyłam, że Matthew jest jakiś nieobecny. Usiadłam bokiem tak, żeby siedzieć twarzą do niego. 
- Co Cię trapi, Matt? - spytałam łagodnie. 
Chłopak spojrzał na mnie i ponownie obserwował drogę. 
- O czym Ty mówisz? 
Jęknęłam i szturchnęłam go w ramię. 
- Przecież widzę, że coś jest nie tak. Porozmawiaj ze mną. 
Matthew pomyślał chwilę i zjechał na pobocze. Zgasił samochód i spojrzał na mnie. 
- W takim razie chodźmy na spacer, co? - zaproponował. 
Uśmiechnęłam się i wysiadłam z auta. Poszliśmy na spacer nad wodą. Ściągnęłam buty i poczułam piasek pod stopami. Na dworze było już ciemno, więc ocean wyglądał niesamowicie. Matthew milczał przez cały czas. Usiedliśmy na ławeczce i podziwialiśmy odbicie księżyca w tafli. W końcu odwróciłam się do niego i zaczęłam się jemu przyglądać. 
- Matt? - zagadnęłam. - To powiesz mi, co jest grane? 
Matthew spojrzał na mnie i zaczął nerwowo bawić się dłońmi. 
- Po prostu jak widziałem mamę Kaspara to pomyślałem, że jest cholernym szczęściarzem. - spojrzał na wodę. - Widzisz, Meg, moi rodzice są wysoko postawionymi osobami. Jedni sobie pomyślą "Ooo, fajnie. Dużo kasy, luksus życie. Zajebiście". Ale wcale tak nie jest. Nigdy nie było. Dla nich najważniejsza jest praca. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak cierpię z tego powodu. 
Matthew zamilkł, a ja usiadłam bliżej niego. Chyba zaczęłam się domyślać, co trapi mojego przyjaciela. Wzięłam jego dłoń w rękę i spojrzałam jemu w twarz. 
- Zgaduję, że nie poświęcają Tobie tyle czasu, ile byś chciał? - spytałam. 
Matt prychnął i spojrzał na mnie. W jego oczach wymalował się ból i cierpienie. Całe lśniły i miałam wrażenie, że zaraz mi się tutaj rozpłacze. Pogłaskałam jego dłoń i czekałam, aż zacznie kontynuować. 
- Tyle ile bym chciał? - przełknął ślinę. - Meg, oni nigdy na mnie nie zwracali uwagi. Odkąd pamiętam dla rodziców liczyła się tylko kasa. Wiesz jakie to jest uczucie, kiedy Ty starasz się im zaimponować, a oni mają Ciebie zwyczajnie w dupie? Nigdy nie usłyszałem głupiego "jesteśmy dumni", czy "kocham cię". Tego zazdroszczę Kasparowi. Kochającej matki, która sie o niego troszczy. 
Po jego policzku popłynęła łza. Przytuliłam go i wyszeptałam jemu w ramię. 
- Matthew, oni na pewno Ciebie kochają. Przestań myśleć w ten sposób. 
- W takim razie dlaczego mi tego nie pokazują? - powiedział, mocniej mnie tuląc. 
Pogłaskałam go po plecach. 
- Może nie wiedzą jak. Nie mam pojęcia, Matt. - wyszeptałam. 
Siedzieliśmy tak chwilę, do czasu aż mój przyjaciel ochłonął. Zaczęło robić się chłodno, więc postanowiliśmy wracać. Po drodze zahaczyliśmy temat nowych znajomych. 
- Co myślisz o Eddiem i Melanie? - spytał. 
Uśmiechnęłam się i objęłam ramionami. 
- Strasznie ich polubiłam. Eddie jest uroczy, a Melanie strasznie zwariowana. Cenię sobie takie cechy. - spojrzałam na niego kątem oka. - Aczkolwiek śmiem przypuszczać, że Mel spodobała się Tobie pod wieloma względami, co? 
Szturchnęłam go łokciem, a Matt się roześmiał. Skinął głową i zaczął się wpatrywać w swoje stopy. 
- Wiesz, chyba się w niej zauroczyłem. - spojrzał na mnie. - Melanie jest wspaniała. Zabawna, piękna, inteligenta, urocza.. Cud dziewczyna. 
Ucieszyłam się faktem, że Mattowi powrócił uśmiech na twarz. Z durgiej strony, jeśli on zacznie umawiać sie z Mel, to wtedy z kim spędzę te wakacje? "Och, przestań, Margaret. Nie zachowuj się jak idiotka". Natychmiast zganiłam się w myślach. Przecież najważniejsze jest szczęście przyjaciół. 
Poklepałam go po ramieniu i posłałam ciepły uśmiech. 
- Myślę, że pasowalibyście do siebie. 
Popatrzył na mnie i zgarnął do siebie ramieniem. 
- Dzięki, łobuziaro. Ty z Eddiem również bylibyście niczego sobie parą. 
Spojrzałam na niego do góry i prychnęłam. 
- W swatkę się bawisz? 
Matt zachichotał i spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami, 
- Meg, przecież widzę jak świetnie się czujecie w własnym towarzystwie. Nie powiesz mi chyba, że Eddie nic dla Ciebie nie znaczy, co? 
Poczułam jak na moje policzki wpływają rumieńce. Owszem, przy nim czułam się jak przy nikim innym. Wspaniale, rozluźniona, mogę być sobą bez żadnego ograniczania się. Ale przecież znam go zaledwie od dwóch dni. A co jeśli ja nic dla niego nie znaczę? Z resztą, nie wchodzi to w rachubę. Popchnęłam lekko Matthew i ruszyłam pewnie do przodu. 
- Chodź już lepiej, bo inni się zaczną martwić. 
Za plecami usłyszałam śmiech przyjaciela i po sekundzie już był przy mnie. Do domu wróciliśmy około godziny 24. Wszyscy już spali, oprócz Kate. Martwiła się o nas i było to wyraźnie widać. Ale nie chciałam jej powiedzieć o tym, dlaczego faktycznie pojechaliśmy na spacer. Poinformowałam ją tylko, że postanowiliśmy przejść się przez plażę. Matthew zaufał mi i powierzył mi swój sekret, dlatego nie mam zamiaru nikomu o tym mówić. Pożegnałam się z Mattem i ruszyłam do łazienki na piętrze, żeby wziąć gorącą kąpiel. Podczas gdy woda nalewała się do wanny, Kate złożyła mi wizytę. Usiadła na krawędzi i spojrzała na mnie. 
- Pytanie numer jeden. - zaczęła. - Gdzie byłaś? 
Jęknęłam i sięgnęłam po płyn do kąpieli. 
- Przecież mówiłam Ci, że poszliśmy z Mattem na plażę. 
Zmarszczyła czoło i wbiła we mnie wzrok. 
- Ale co wy tam robiliście? 
- Chodziliśmy, a co mieliśmy innego robić? 
Kate pokręciła głową i chyba dała za wygraną, bo zadała kolejne pytanie. 
- A o co chodzi między Tobą, a Eddiem? 
Czy wszyscy do cholery muszą mnie pytać o Eddiego? Przecież ja nic takiego nie zrobiłam, tak? Poznałam go na plaży i tyle. Chyba im sie tego nie przetlumaczy. Wlałam płyn do wody i spojrzałam na przyjaciółkę. 
- Zakolegowaliśmy się, nic więcej. 
Przyjaciółka uśmiechnęła się i przekręciła głowę na bok. 
- Nie uważasz, że jest seksowny? 
Zaśmiałam się i skinęłam głową na potwierdzenie. 
- Oj, tak. - westchnęłam. - Jest cholernie przystojny i seksowny. 
Przyjaciółka zachichotała i poruszyła brwiami. 
- Co jeszcze mi o nim powiesz? 
Uśmiechnęłam się i usiadłam obok niej. 
- Że jest opiekuńczy i kochany. W sumie to wydaje się być pomocny, bo przecież chciał sam pozmywać po wieczorze. Jest wysportowany i zabawny. Jakby tak pomyśleć, chłopak idealny. 
Kate klasnęła w dłonie i wstała gwałtownie. 
- W dodatku wpadłaś jemu w oko. - dodała. 
Spojrzałam na stopy i cmoknęłam językiem. 
- No nie wiem. Nie jestem jakoś wyjątkowo piękna, żeby to właśnie na mnie zwrócił swoją uwagę. 
Kate podeszła do mnie gwałtownie i złapała mnie za ramiona. Spojrzała mi prosto w twarz i potrząsnęła mną. 
- Dziewczyno, jeśli Ty nie widzisz tego, że Eddie za Tobą szaleje, to chyba oślepłaś. 
Pocałowała mnie w policzek i ruszyła w kierunku drzwi 
- A teraz dobranoc, Meg. 
- Dobranoc. - wydukałam, zszokowana tą rozmową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz