poniedziałek, 26 października 2015

Nie daj się zwariować #1

Rano z entuzjazmem wyszłam z łóżka, aby natychmiast pójść do łazienki, żeby się odświeżyć. Idąc przez korytarz zapukałam do sąsiedniego pokoju, lecz nie zatrzymałam się przy drzwiach. Zaśmiałam się pod nosem i wydarłam się przez ramię.
- Charlie, ruszaj tyłek! Za godzinę wyjeżdżamy!
Doszłam do mojego celu podróży i szarpnęłam za klamkę. Okazało się, że jest zamknięte. Zastukałam raz, drugi.. Zero odpowiedzi. Kiedy już wkurzona miałam iść na dolne piętro, drzwi się otworzyły. 
- No, siostrzyczko. - mogę przysiąc, że w jego oczach widziałam błysk. - Ruszaj tyłek, bo za godzinę wyjeżdżamy!
Jego naśladowanie mojego głosu spowodowało, że wybuchłam śmiechem. Poklepałam go po ramieniu i próbowałam przecisnąć się do środka.
- Bezczelny dzieciak. - powiedziałam, wciąż się uśmiechając.
- Mhm. - pocałował mnie w czoło. - Wiem, że mnie kochasz. A teraz młoda bierz się w garść i zrób ze sobą porządek. Nie wpuszczę Cię takiej do samochodu, o nie, nie. 
Klepnęłam go w plecy i wślizgnęłam się do łazienki, żeby "zrobić ze sobą porządek". Lubimy się tak przedrzeźniać, ale czasami ten typ tak działa mi na nerwy, że zastanawiam się czy dzielimy te same geny. Na samą myśl pokręciłam głową i szybko się rozebrałam. Spojrzałam na umywalkę, która wyglądała jakby przetrwała wojnę. Była brudna od pianki do golenia oraz pasty do zębów. Otworzyłam drzwi i wychyliłam głowę na przedpokój.
- Charlie Howse! - wydarłam się. - Masz posprzątać ten burdel!
Jako odpowiedź usłyszałam donośny śmiech. Zatrzasnęłam drzwi i wczłapałam się pod prysznic. Był czerwiec, więc strumień wody ustawiłam sobie na trochę bardziej chłodny. Odetchnęłam z ulgą i wzięłam gąbkę do ręki, aby umyć ciało. Po około dziecięciu minutach wyszłam, szybko się powycierałam i ubrałam w krótkie jeansowe spodenki oraz luźną bluzkę, która w jednym miejscu odkrywała mój pępek. Nigdy nie nakładałam makijażu, bo wolę wyglądać naturalnie. W szybkim tempie rozczesałam swoje włosy i skierowałam się do kuchni. Nigdy z rana nie mocze głowy, bo po co? Zawsze myję ją wieczorem. Zeskoczyłam z ostatnich schodków i podeszłam do stołu. Mama stała i zalewała nam kawę, a tata siedział z gazetą przy stole. 
- Dzień dobry. - podeszłam, całując staruszka w czubek głowy. - Co tam wyczytałeś? 
Tata uśmiechnął się do mnie, kręcąc przy tym głową.
- Nigdy nie przestajesz mnie zaskakiwać, skarbie. - zaśmiał się.
- Ahh, tak? - zapytałam uśmiechnięta. - Cóż, w każdym razie staram się.
- Charlie! - krzyknęła moja mama. - Śniadanie!
- Cześć, mamo. - powiedziałam, całując ją w policzek. - A gdzie się zapodziała ta gorsza część naszego rodzeństwa?
- Macie tylko siebie, Megy. - zachichotała. - Bądźcie dla siebie milsi. 
- Hej! - udawałam oburzoną. - Ja wciąż mam wątpliwości, czy dziele z nim te same geny. 
- Ja też siostrzyczko. - powiedział wchodzący do kuchni Charlie. - Psujesz wizerunek naszej rodziny pod względem urody.
Zachichotałam i siadając na krześle spojrzałam na niego spode łba. 
- Zapewne nadrabiasz za nad dwoje, hmm?
Tata siedzący naprzeciwko roześmiał się i odłożył gazetę na bok. Nic nie powiedział, tylko wziął z blatu obok talerz z kanapkami i położył je na stół. 
- O, mniam! - krzyknął Charlie. - Nutella!
- Powiedział 25-cio latek. - mruknęłam pod nosem.
Mama usiadła obok mnie i postawiła mi kawę pod nosem. Uśmiechnęłam się do niej w podzięce i sięgnęłam po kromkę chleba z szynką, sałatą, serem i pomidorem. To jest niebo w gębie. Jakieś dwadzieścia minut później już stałam z torbą pod drzwiami, aby wyjść już z domu. Dziś mój brat był wyjątkowo niezorganizowany. Przez niego się spóźnię.
- Wychodź już. - rzucił, sięgając po koszulę zawieszoną w kantorku.
- Do później! - krzyknęłam do rodziców i ruszyłam wprost do samochodu.
Spojrzałam na zegarek. 7:55. Za pięć minut zaczyna się lekcja, a ja jeszcze nie wyjechałam spod domu. Spojrzałam złowrogo na zbliżającego się brata i gestem wskazałam jemu na zegarek. Nic nie mówiąc wsiadł do samochodu i ruszył. Każdego dnia woził mnie do szkoły, a stamtąd ruszał do pracy. Przez całą drogę zastanawiałam się, co będziemy robić przez ostatni tydzień szkoły. W piątek popołudniu ja, Kate i Luc lecimy z Kasparem do Hiszpanii. To właśnie tam się wyprowadza. Postanowiliśmy, że te wakacje spędzimy razem z nim, a samemu chłopakowi będzie łatwiej się zaaklimatyzować w nowym miejscu. Na parking szkoły dojechaliśmy dziesięć po ósmej. Na odchodnym rzuciłam Charlie'mu "cześć" i pobiegłam do budynku. Otworzyłam drzwi i zdziwiłam się tym, jak bardzo byłam zaspana. Weszłam na drugie piętro i z ulgą stwierdziłam, że pani Smith jeszcze nie przyszła. Zajęłam miejsce obok Kate i już miałam się z nią przywitać, kiedy drzwi do zaplecza klasy biologicznej sie otworzyły.
- Miło, że zaszczyciłaś nas swoją obecnością, panno Howse.
A niech to cholera..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz