poniedziałek, 26 października 2015

Nie daj się zwariować #2

Rozdział 2. 
Po lekcjach wyszliśmy z budynku. Za spóźnienie poszłam do tablicy i dostałam troję. Właściwie nie tak źle, zawsze mogła być jedynka. Kaspar szedł z przodu razem z Lucasem, a ja wraz z Kate szłyśmy tyłem. 
- Ciężko będzie nam bez niego, co? 
- Hm? - mruknęłam zamyślona. - Kaspar? Aaa, tak, masz rację. 
- O czym myślisz? 
- Że przez Charlie'go mogłam dostać szmatę z biologii. W ogóle może stawiać ocenę w ostatnim tygodniu? 
Kate się roześmiała i otoczyła mnie ramieniem. 
- Nie mam pojęcia, ale jak się jej postawisz to tylko pogorszysz sytuację. 
- Wiem. I to jest najgorsze. 
Uśmiechnęłam się do przyjaciółki i zauważyłam, że wpatruje się w Lucasa. Szturchnęłam ją w ramię. 
- No co? - jęknęła. 
- No właśnie, Katherine Ledford. - zachichotałam. - Nie mów, że Laluś Ci się podoba? 
Jej twarz się zaczerwieniła, a ja ledwo się powstrzymywałam, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Spojrzałam jej w oczy i rozbawiona wydukałam. 
- Nigdy nie sądziłam, że może spodobać się jakiejkolwiek dziewczynie. 
- Hej, nie przesadzaj. - odpowiedziała uśmiechnięta. - Nawet Ty musisz przyznać, że jest przystojny. 
- Może trochę. - burknęłam. 
- Margaret? - naciskała Kate. 
- No dobra, jest przystojny. - wykrzyczałam, śmiejąc się. 
- Mam nadzieję, że nie obgadujesz mnie za plecami? - krzyknął w naszą stronę Kaspar. 
- Oczywiście akurat to musiał usłyszeć. - szepnęłam do Kate. - Jeszcze trochę, a zacznę się cieszyć z tego wyjazdu. 
- Wcale nie. - zaprzeczyła Kate. Jej twarz nagle spochmurniała. - Nikomu z nas nie będzie łatwo. 
Kiwnęłam lekko głową i poczułam jak pieką mnie oczy. Ten temat wciąż był dla mnie drażliwy. Usłyszałam kroki i zauważyłam, że chłopacy do nas podchodzą. Szybko odwróciłam głowę w stronę Kate i spojrzałam na jej twarz. Ona nigdy nie potrafiła ukrywać swoich emocji, dlatego po policzkach spływały jej łzy. 
- Hej, będziemy się z nim widywać. 
Nie wiem czy bardziej chciałam pocieszyć ją, czy siebie samą. Przytuliłam ją, a ona ukryła twarz w moich włosach. 
- Otrzyj łzy, bo znowu Kaspar będzie paplał. - westchnęłam. - Następna rzecz, która dodaje jemu krok w stronę Hiszpanii. 
Kate zachichotała i poczułam jak swoją dłoń skierowała w stronę twarzy. Też miałam ochotę się popłakać, schować się w swojej pościeli i obudzić się, aby wszystko było tylko złym snem. Niestety nie mam na co liczyć, decyzja już zapadła. Kaspar i Lucas stanęli obok, a ja poczułam się zakłopotana, bo Kate wciąż pozostawała we mnie wtulona. 
- Co jest naszej ślicznotce? - zapytał Kaspar. 
- A nie wiem. - uśmiechnęłam się. - Chyba potrzebuje czułości. 
Kate klepnęła mnie w ramię, a ja się roześmiałam. Przyjaciółka stanęła wyprostowana i pewna siebie, lecz niestety widać było ślady po łzach. Przystanęłam na drugiej nodze i obleciałam wzrokiem po twarzach pozostałych. Oczywiście nie umknęło to ich uwagi. Byłam im wdzięczna za to, że nic nie mówili. 
- To co.. Idziemy do baru, czy coś? - rzucił Kaspar. - Mam ochotę napić się dobrej whisky. 
- Czasami masz pomysły do dupy. - rzucił Lucas. - Ale tutaj przyznam Tobie rację. Meg? Kate? 
- Ja się na to piszę. - powiedziała uśmiechnięta Kate. 
- No nie wiem. - spojrzałam na stopy. - Źle wspominam naszą ostatnią wyprawę do baru. 
Przyjaciele wybuchnęli śmiechem, a ja poczułam, jak na moje policzki wlewa się rumieniec. Miesiąc temu poszliśmy oblać napisanie matury. Niestety straciłam gdzieś rachubę i skończyło się na tym, że chłopcy musieli mnie odprowadzać do domu, bo sama nie byłam w stanie. Rodzice mnie przechrzcili ale na tym się skończyło. Właściwie co oni mieliby do gadania? Mam dwadzieścia lat, a nie pięć. 
- Margaret Howse, towarzyszka do szklanki! - Krzyknął Kaspar. - Wzniesiemy za Ciebie toast! 
Rozchichotany Lucas kiwnął głową i przybił piątkę Kasp'iemu. 
- A nawet dwa! - dodał Luc. 
- Hej, luzujcie, bo zaraz dojdziemy do tego, że Mike będzie musiał zamknąć wcześniej z powodu braku alkoholu. - mruknęłam. 
- Ta, pod warunkiem, że ja i Luc zajmiemy się opróżnianiem butelek. - powiedział Kaspar. - Idę o zakład, że w 1/3 zaopatrzenia zaczęłabyś haftować dywan. 
- Zamknij się. - warknęłam. 
Kaspar roześmiał się i pocałował mnie w policzek. 
Całą grupą ruszyliśmy do baru. Zadziwił mnie ruch, który tam panował. Zazwyczaj w godzinach obiadowych lokal był prawie pusty, a dziś tłok jakich mało. Usiedliśmy przy ladzie i zamówiliśmy po kolejce whisky. Wznieśliśmy toast Kaspara, po czym moi przyjaciele spotkali jakiegoś znajomego, więc ja pozostałam sama sobie. Jakoś sobie poradzę. Zawołałam barmana. 
- Jeszcze raz whisky poproszę. 
- Samej kobiecie nie wypada pić alkoholu. 
Spojrzałam do góry i zauważyłam młodego mężczyznę, który właśnie ściereczką wycierał kieliszek. Był przystojny, lecz nie mogłam go skojarzyć. 
- Jesteś tutaj nowy? 
Mężczyzna skinął głową i odwiedził kieliszek za nóżkę na górną część lady. Wziął moją szklankę i napełnił ją do połowy whisky. 
- Pracuję tutaj już od paru tygodni. 
- Naprawdę? - zapytałam zaskoczona. - Raczej bym Ciebie zapamiętała. 
W myślach jeszcze raz przeskanowałam nasze ostatnie wyjścia do baru. Nie było opcji, żebym go spotkała. 
- Bo wcześniej pracowałem tylko na zmywaku. - dodał, uśmiechając się szeroko. 
- O.. - powiedziałam zaskoczona. - A to Ci niespodzianka. Mike dał Tobie awans? 
Barman roześmiał się i zaczął nalewać piwo klientowi, który siadł obok. Podał jemu kufel i spojrzał na mnie. 
- Śmieszna sprawa. - powiedział biorąc kolejny kieliszek do wytarcia. - Boss stwierdził, że ta twarzyczka nie może się marnować. Dlatego w ciągu dwóch dni opanowałem pracę za ladą i teraz tańczę tak, jak mi klienci zatańczą. 
- Piwo razy trzy! - rzucił jakiś gościu zza pleców. 
- Robi się! - odkrzyknął chłopak. 
- Jesteś nieźle zapracowany, co.. - spojrzałam na plakietkę z imieniem. - .. Matthew? 
Skinął głową i spojrzał na drugiego barmana, który właśnie wynosił zamówienie na stolik. 
- Jest nas tylko dwoje, więc przy bardziej ruchliwych dnia mamy masę roboty. - jęknął. - Zwykle nie marudzę, ale czasami wolałbym już ten zmywak. 
- Ohh, nie wątpię. - powiedziałam rozbawiona. - Może przestanę przeszkadzać tej pięknej twarzyczce przy pracy. 
Wzięłam łyk whisky i spojrzałam na przyjaciół. 
- Ej, wy tam! - Kaspar odwrócił się w moją stronę. - Zapomnieliście o tej najzabawniejszej części team'u? 
- Nie, nie zapomnieliśmy. - krzyknął Lucas. - Przecież ja tutaj jestem, nigdzie nie zniknąłem. 
- Ta, bo to własnie Ciebie miałam na myśli. 
Zachichotałam i spojrzałam na barmana. 
- Moi przyjaciele mnie nie doceniają. 
Chłopak roześmiał się i podał klientowi ostatnie z trzech piw. 
- Nowa miłość? - droczył się ze mną Kaspar. 
- No pewnie. - podniosłam rękę, aby pokazać szklankę z płynem. - Już druga tego wieczoru. 
Przyjaciele roześmiali się. 
Wieczór minął na świetnej zabawie. Około 10 postanowiliśmy wrócić do domu. Lekko kręciło mi się w głowie, lecz byłam w stanie iść sama. Po drodze wszyscy z przyjaciół odłączali się od grupy. Pozostał tylko Kaspar, który mieszkał w domu obok. Stanęłam na swoim podjeździe i uśmiechnęłam się do Kaspar'a. 
- Widzisz? Zero dywanów, zero noszenia. Możesz być ze mnie dumny. 
Przyjaciel pokręcił głową i zbliżył się do mnie. Przysunął swoją twarz na odległość kilku centymetrów od mojej i uśmiechnął się. 
- Ale strasznie bełkoczesz. Jesteś pewna, że dasz radę wejść po schodach? 
Machnęłam ręką. 
- W razie czego zawołam tą mniej atrakcyjniejszą część mojej familii. 
- W to nie wątpię. - powiedział roześmiany Kaspar. 
Pocałował mnie w policzek i ruszył w kierunku swojego domu. Odwrócił się i przez ramie krzyknął. 
- Dobranoc, Meg! 
- Aloha. - odpowiedziałam wchodząc do mojego domu. Ściągnęłam buty i schowałam je do schowka. Wzięłam torbę i po cichu zaczęłam wchodzić po schodach na górę. Już otwierałam drzwi do swojego pokoju, kiedy Charlie wyszedł na przedpokój. 
- No, no. - cmoknął. - Nieźle się zabalowało, co? 
Odwróciłam się i spojrzałam na niego. 
- Raz kiedyś można. - odpowiedziałam i weszłam do pokoju. 
Nie miałam siły na nic, więc tylko przebrałam się w moją ulubioną koszulkę i zakopałam się w pościeli. Zasnęłam natychmiastowo. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz