poniedziałek, 26 października 2015

Nie daj się zwariować #5

Roześmiałam się i pokręciłam głową. 
- To raczej nic nie zmienia. - spojrzałam mu w oczy rozbawiona. - Swoją drogą, możesz się od niego uczyć. 
Kaspar prychnął i przechylił mną podczas tańca. 
- Ja mam swój urok osobisty, a on ma dobre maniery. - uśmiechnął się szeroko. - No i on ma dzianych rodziców. 
Szturchnęłam go rozbawiona i spojrzałam na Matthew. 
- Mówisz tak, jakby on nie był uroczy. 
- A jest? 
Spojrzałam jemu w twarz i zobaczyłam, że bacznie mi się przygląda. Próbował mnie rozszyfrować? 
- Co chodzi Tobie po głowie, Kasparze Mou? 
Chłopak zachichotał i pocałował mnie w czubek głowy. 
- Nic, Meg. - posłał promienny uśmiech. - I tak, masz rację. Co prawda nie jest taki wspaniały jak ja, ale daje rade. 
- Skromniś. - burknęłam pod nosem. 
Zatańczyłam z nim jeszcze dwa kawałki, po czym wyszłam na zewnątrz, żeby się przewietrzyć. Chciałam pójść w uliczke, żeby tam usiąść na pobliskiej ławce. Zdziwił mnie widok Kate i Lucasa, stojących tam i obściskujących się. Normalnie zostawiłabym ich samych, ale dzisiaj miałam zbyt dobry humor, więc nie mogłam odpuścić sytuacji, w której zauważyłabym zażenowanego przyjaciela. 
- Widzę, że się nie ociągacie, gołąbeczki! - krzyknęlam. 
Oboje gwałtownie zwrócili się w moją stronę. Zachichotałam i oparłam się o ścianę budynku, będąc kilka metrów od zakochańców. Mimo wszystko stałam wystarczająco blisko, aby widzieć rumieńce Kate. 
- Ty to zawsze masz zajebiste wyczucie czasu. - mruknął niezadowolony Lucas. 
Puściłam jemu oczko i uśmiechnęłam się szeroko. 
- Kobieca intuicja. - odchrząknęłam. - Więc mamy dzisiaj kolejny powód do świętowania, co? 
Kate zachichotała i zaczęła bacznie przygladać się mojej osobie. Zmarszczyłam czoło i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. 
- No co? 
Pokręciła głową i spojrzała w kierunku pubu. 
- Nic, nic. 
Ponownie zachichotała, a ja zdezorientowana spojrzałam na Lucasa. On tylko wzruszył ramionami i objął ją ramieniem w talii. 
- Co powiecie na powrót do baru? - zapytał. - Mam ochotę wznieść toast za moje dziewczynki. 
Roześmiałam się i spojrzałam to na Kate, to na niego. 
- Toastów to my dzisiaj wnieśliśmy dość sporo. - powiedziałam rozbawiona. 
Lucas przewrócił oczyma i spojrzał na mnie litościwie. 
- Ale nie za nas - uśmiechnął się. 
Westchnęłam i skinęłam głowa. Upewniając się, że przyjaciele idą za mną, ruszyłam w stronę baru. Usiadłam na swoim miejscu i poprosiłam do siebie kogoś z obsługi. Na widok zmierzającego ku mnie Matthew uśmiechnęłam się. Jego twarz również pojaśniała i skinął głową. Żartowniś ukłonił się do pasa i zapytał poważnym, czarującym głosem. 
- Czym mogę służyć, pani? 
Zachichotałam i machnęłam ręką. 
- Nie wygłupiaj się. - odchrząknęłam i wzięłam pustą butelkę po alkoholu do reki. - Chciałam poprosić o nową. 
Uśmiechnięty chłopak skinął głową i skierował w kierunku baru. Tymczasem po mojej prawej stronie usiedli przyjaciele. Odwróciłam się w ich kierunku i powiedziałam, że trzeba chwilę poczekać. W chwilę po tym do stolika przyszedł Matthew i podał nam dwie butelki. Puścił do mnie oczko i już miał się oddalać, kiedy to zagadnęłam go i poprosiłam żeby został. 
- Co to za przystojniak? - mruknęła mi na ucho Kate. 
Zachichotałam i przedstawiłam im sobie. 
- Matthew, to jest moja przyjaciółka Kate. Kate, to jest Matthew. A ten gościu tam to jest.. 
- Matthew Godfrey! - dokończył rozbawiony Lucas. 
Otworzyłam szeroko oczy, którymi spojrzałam na pracownika baru, a potem na mojego przyjaciela. 
- Czy wy wszyscy go znacie? 
- Wszyscy? - zagadnęła Kate. 
- Kaspar. - rzuciłam z niesmakiem. 
Lucas wzruszył ramionami i przybił piątkę z Matthew. 
- Gramy w jednej drużynie piłki nożnej. 
- Znaczy się, że ja gram. Lucas ogląda mecze z ławki. - powiedział Matt melodyjnym głosem, prawie nucąc. 
Spojrzałam na Kate i roześmiałyśmy się wniebogłosy. Lucas mruknął coś pod nosem, ale nie mogłam tego zrozumieć. Czas zleciał nam bardzo szybko, biorąc pod uwagę towarzystwo wyborowe. Kilkakrotnie podchodził do nas Kaspar na kolejkę, lecz natychmiast zostawał porywany do tańca przez swoich przyjaciół. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że Kaspar tak bardzo był zżyty z Rachel. Może coś między nimi jest? W sumie to by mnie nie zdziwiło. Minęła godzina trzecia, kiedy zaczęło kręcić mi się w głowie. Usiadłam w odległym narożniku. Kate podeszła do mnie i dała mi szklankę wody. 
- Jak się czujesz? 
- Zajebiście. - burknęłam. 
- Odprowadzić Cię do domu? 
Pokręciłam głową i wskazałam głową na Lucasa, który stał na parkiecie i czekał na swoją nową dziewczynę. 
- Ktoś na Ciebie czeka. 
Kate uśmiechnęła się szeroko i odeszła. Kaspar również podszedł, lecz szybko go zbyłam mówiąc, że wszystko jest dobrze. Pożegnałam się z przyjaciółką i poprosiłam, żeby pożegnała ode mnie pozostałych. Jutro będę się tłumaczyć. Założyłam żakiet, wzięłam torebkę i wyszłam z lokalu. Droga minęła bez większych przebojów. zawroty głowy w dalszym ciągu mi dokuczały, aczkolwiek nie na tyle, żeby iść slalomem. Minęło pół godziny i weszłam na ganek domu. Światło u rodziców było zapalone, co wzięłam za zły znak. Otworzyłam po cichu drzwi, ściągnęłam szpilki i na palcach wkroczyłam na schody. 
- Margaret. - rozgrzmiał głos ojca. 
Szlag by to trafił. Warknęłam i odwróciłam się na pięcie. Na dole stał tata ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej. Uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam słodkim głosem. 
- Tak? 
- Gdzie byłaś? - zażądał. 
Przewróciłam oczami i oparłam się biodrem o poręcz. 
- Tato, nie mam dziesięciu lat, żeby się Tobie ze wszystkiego tłumaczyć. 
Mężczyzna stojący przede mną zmarszczył czoło i spiorunował mnie wzrokiem. 
- Nie dałaś nikomu znac, ze gdzieś wychodzić. Jest prawie piąta rano. za dwie godziny powinnaś wstawać do szkoły. 
Westchnęłam ciężko i spojrzałam błagalnie na tatę. 
- Po szkole dowiedziałam się, że jest organizowana impreza z okazji Kaspara. Nie mogłam tego odpuścić. 
Ojciec skinął głową od niechcenia i miał juz odchodzić, kiedy to wziął głębszy oddech. 
- Piłaś? 
Odwróciłam się do niego plecami i zaczęłam wchodzić po schodach. 
- Tato, w wieku dwudziestu lat imprezy nie są oblewane oranżadą czy sokiem. 
Usłyszałam za sobą zirytowane jękniecie ojca, lecz nic poza tym. Ruszyłam prosto do łazienki i rozebrałam się. Weszłam pod prysznic powoli, co by sie nie poślizgnąć i nie zaliczyć epickiej wywrotki w brodziku. Woda lekko mnie orzeźwiła, wystarczająco, aby przestało mi się kręcić w głowie. Mimo wszystko odczuwałam potężne zmęczenie. Wywlokłam się z kabiny, zawinęłam ręcznikiem i wyszłam do swojego pokoju. Po drodze minęłam Charlie'go, który mijając mnie cmoknął językiem i odwrócił się z uśmiechem na twarzy. 
- Zabalowało się, hm? 
Machnęłam ręką i przewróciłam oczami. 
- Świętoszek się odezwał. - prychnęłam. 
Kiedy tylko weszłam do pokoju, ubrałam się i założyłam koszulkę do spania. Zasnęłam tak szybko, jak tylko złożyłam głowę na poduszce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz