czwartek, 12 listopada 2015

Nie daj się zwariować #Epilog

* rok później *
Wraz z Matthew, Kate oraz Lucasem dolecieliśmy właśnie na lotnisko w Barcelonie. Mieliśmy w planach spędzić szalone dwa tygodnie z naszym najlepszym przyjacielem! Musieliśmy uczcić pare rzeczy: zaliczenie naszego pierwszego roku na studiach, ślub mojego brata, mojego siostrzeńca, który jest w drodze, sukcesu firmy państwa Mou, wybicia się Kaspara w firmie ojca oraz oczywiście nasze spotkanie. Po odebraniu naszych walizek skierowaliśmy się przed lotnisko. Tam już czekał na nas uśmiechnięty od ucha do ucha Kasp.
- Witajcie! - krzyknął, podchodząc do nas z bananem na twarzy. - Jak ja się za wami stęskniłem!
Uśmiechnęłam się i wtuliłam w mojego starego przyjaciela. Tak bardzo mi go brakowało, że aż miałam ochotę wyć z radości. 
- Cześć, braciszku. - szepnęłam. - Wiesz, że Cię teraz nie puszczę?
- Może jednak kiedyś mi go oddasz. - usłyszałam za plecami.
Przed moimi oczyma zobaczyłam roześmianą Rachel. Nasze relacje się poprawiły, a sama nie ma już za złe moich bliskich kontaktów z jej chłopakiem. Uściskałam ją mocno i skinęłam głową na Mou.
- Jak się sprawował? - spytałam.
- Nie najgorzej. - roześmiała się. - Aczkolwiek muszę jeszcze popracować nad jego dyscypliną w pracy. Ten pacan nie potrafi się zachować przy klientach.
Kaspar wydał z siebie podirytowany dźwięk, na co ja wybuchnęłam śmiechem. 
- Powodzenia, Rach. - prychnęłam. - To jest uparte jak osioł, osiągnąć taki sukces to podchodzi pod Mission Impossible.
- Dobra! - przerwał mi Kaspar.- My tu gadu gadu, a obiad w domu czeka. 
Tak więc spakowaliśmy swoje graty do siedmioosobowego samochodu i pojechaliśmy do malowniczej rezydencji państwa Mou. Wypakowaliśmy swoje torby i rozsiedliśmy się przy basenie, oczekując gotowego posiłku.
- Kochanie. - usiadłam na kolanach Matta i wtuliłam głowę w jego szyję. - Pamiętasz co się tutaj stało?
Matthew objął mnie w talii i pocałował w czubek głowy.
- Jak miałbym zapomnieć? - prychnął. - O mało sie tutaj nie utopiłem!
Zachichotałam i odsunęłam się na kawałek, żeby móc spojrzeć w jego oczy. 
- Nie ma za co. - cmoknęłam językiem.
Każda sekunda tamtej sytuacji wyryła sie w mojej głowie. Matthew zaczął się topić, a my przeprowadziliśmy szybką akcję ratunkową. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, co by było, gdybym wtedy go straciła. Na samą myśl o tym wtuliłam się w niego jeszcze mocniej.
- Na czułości się zebrało? - rzucił Kaspar, który właśnie wyszedł z domu. - Jakie to urocze. I pomyśleć, że jeszcze zaledwie rok temu siedziałaś tutaj w objęciach kogoś innego.
Niewiele myśląc sięgnęłam po poduchę, która leżała na krześle ogrodowym i cisnęłam nim w mojego przyjaciela.
- Zamknij się, Mou. - fuknęłam, ledwo powstrzymując uśmiech.
Kasp roześmiał się i skłonił się do pasa.
- Podano do stołu, niewdzięcznicy. 
Widok szczęsliwego państwa Mou wprawił mnie w jeszcze lepszy nastrój. Za czasów dzieciaka byli oni kimś na wzór zastępczych rodziców. Zaproponowali nam uroczyste przyjęcie w barze mamy Kaspara, na co oczywiście sie zgodziliśmy. Kiedy przygotowywałam się do wyjścia, przyszedł do mnie uśmiechnięty od  ucha do ucha Matt. Odwróciłam się w jego stronę i wstałam na nogi.
- Jak wyglądam?
Chłopak podszedł do mnie, objął w talii i mocno przyciągnął do siebie.
- Zjawiskowo. - wymruczał. - Jak zawsze, z resztą. 
Poczułam jak moje policzki zaczynają piec. Oczywiście nie uszło to uwagi mojemu kochanemu, przez co mogłam usłyszeć jak bezczelnie zaczął się śmiać.
- Jakie to urocze. - wykrztusił.
Walnęłam go ręką w prawe ramię, na co on złożył czuły pocałunek na moich ustach.
- Nie złość się. - odchrząknął. - A teraz na poważnie. Niestety nie będę mógł pójść z wami do knajpy, ale obiecuję, że tam przyjdę.
Mimowolnie zmarszczyłam czoło i spojrzałam w oczy Matta.
- Co Ty kombinujesz? 
Nic nie odpowiedział tylko uśmiechnął się zawadiacko. 
- Nic, słońce. - pocałował mnie w usta, po czym zerknąl na zegar ścienny. - A teraz uciekam. Widzimy sie później, tak? 
Skinęłam głową, wciąż zaszokowana jego zachowaniem. Złożył pocałunek na moim czole i zniknął za drzwiami od pokoju. 
- Co to miało być? - mruknęłam pod nosem. - Coś mi się tutaj nie podoba.
Dziesięć minut później byliśmy już w drodze do baru. Ku mojemu zdziwieniu szliśmy tam pieszo. Rozgladałam się po okolicy, po czym przyszła mi do głowy pewna myśl.
- Kaspar? - zagadnęłam. - Czy do waszego lokalu nie prowadzi czasem tamta droga? 
Mówiąc to, skinęłam głową na prostopadłą ulicę do tej, na której się znajdowaliśmy. 
- Taa.. - zaczął niepewnie. - Ale sądziłem, że będziecie chcieli zwiedzić trochę Barcelonę.
Prychnęłam i spojrzałam na Lucasa i Kate.
- Wiedzieliście coś o tym? 
Przyjaciele pokręcili głową, uśmiechając się do mnie. Co oni wszyscy kombinują? A może ja mam jakąś paranoję? Westchnęłam i ruszyłam dalej za Kasparem. Szłam i podziwiałam pobliskie zabytki, kiedy to dotarliśmy do całkiem znanego mi miejsca.
- O rany. - pisnęłam. 
Moim oczom ukazała się fontanna, z która wiązały mnie naprawdę wspaniałe wspomnienia. Uśmiechnięta od ucha do ucha podeszłam do murka i spojrzałam w taflę wody. 
- Nic się nie zmieniło. - powiedziałam sama do siebie.
- Oprócz pewnej małej rzeczy,
Na głos Matta odwróciłam się i zobaczyłam go. Elegancko ubrany, kroczacy w moją stronę z szerokim uśmiechem. Ręce trzymał zaś z tyłu, co mnie zaciekawiło.
- Jakiej? - spytałam, krzyżując ręce na piersi.
- Pamiętasz, z kim tutaj stałaś?
Poważnie? Teraz musiał wyjechać mi z Eddiem? Skinęłam głową i cmoknęłam językiem.
- Aż za dobrze.
- A pamiętasz, jakie miałaś życzenie? - mówiąc to podchodził do mnie coraz bliżej. 
Przystanęłam z nogi na nogę i uśmiechnęłam się szeroko.
- Chciałam znaleźć miłość swojego życia.
Matthew podszedł do mnie tak blisko, że nasze czoła się zetknęły.
- I znalazłaś?
Zachichotałam i lekko musnęłam jego wargi.
- Myślę, że tak. 
Chłopak wziął głęboki wdech i cofnął się kawałek. Zaskoczona obserwowałam go w momencie, gdy ten zaczął klękać na jedno kolano, a zza pleców wyciągnął bukiet pięknych, czerwono białych róż. Dłonią zakryłam usta, a oczy zaszły mi łzami. Mój luby posłał mi tej swój piękny, skradający serce uśmiech.
- Margaret Howse. - głos mu drżał, lecz nie przerywał. - Czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?
Stałam tam sparaliżowana. Dosłownie! Nie mogłam nic z siebie wydusić.
- Zgódź się! Powiedz tak! - nawoływały tłumy, które zebrały się na naszych oczach. 
Po jakieś chwili podeszłam do niego i złapałam go za ręce.
- Wstań, głuptasie. - wyłkałam poprzez łzy. 
- Najpierw chcę usłyszeć odpowiedź.
Z jego ust nie znikał uśmiech, a ja nie musząc się zastanawiać nad odpowiedzią, skinęłam głową i poczułam, że na mojej twarzy również wkrada się usmieszek.
- Tak. - zachichotałam. - Wyjdę za Ciebie.
Wkoło rozbrzmiały brawa, lecz ja skupiłam się na mężczyźnie, który wyciągnął czerwone pudełko z kieszeni i wsunął mi pierścionek na palec. Rzuciłam się jemu na szyję i pocałowałam go tak namiętnie, jak jeszcze nigdy dotąd. Nie miałam ochoty odrywać się od mojego NARZECZONEGO, odejść z tego miejsca, czy chociażby odsunąć sie od Matta chociaż na centymetr. 
- Hej. - rozbrzmiał głos Kate obok. - Gołąbeczki. 
Matthew z uśmiechem na twarzy oderwał się od moich ust i pocałował mnie w czoło.
- Gratulacje, siostrzyczko! - rozbrzmiał głos obok mnie, obejmując mnie od tyłu i odsuwając od Matta. - Tak się cieszę!
- Kaspar, puść mnie. - zaśmiałam się. 
Postawił mnie na ziemi, lecz zaraz po tym wpadłam w objęcia szlochającej Kate.
- Kochana. - wyłkała. - Tak się cieszę! Gratuluję! 
Pocałowałam ją w policzek i z uśmiechem na twarzy odsunęłam się od niej. Spojrzałam po twarzach przyjaciół, dokładnie im sie przygladając.
- Wszyscy o tym wiedzieliście, prawda? 
W odpowiedzi usłyszałam głośny śmiech. Lucas podszedł do mnie i złożył pocałunek na moim czole.
- Gratulacje, złośnico.
Prychnęłam i wyszeptałam jemu na ucho.
- Teraz Twoja kolej, panie Abney.
Chłopak puścił do mnie oko i powiedział poprzez śmiech.
- O to sie nie martw, mała.
Z uśmiechem podeszłam do mojego narzeczonego i wzięłam od niego ten piękny bukiet. Złożył na moich ustach czuły pocałunek, po czym wtulił się w moje plecy, wtulając się twarzą w moją szyję.
- Wiesz, był moment, że zwątpiłem, czy się zgodzisz. - wymruczał w moje włosy.
Wolną ręką złapałam jego dłoń i przystawiłam sobie do ust.
- Byłabym kompletną idiotką, gdybym popełniła taki błąd.
Matthew pocałował mnie w szyje, po czym się odsunął i splótł razem nasze ręce
- Idziemy. - orzekł.
- Gdzie? - spytałam zdezorientowana.
- Do naszego lokalu. - rzucił roześmiany Kaspar. - Przecież nie odpuściłbym okazji, żeby nie zorganizować mojej małej siostrzyczce przyjęcia zaręczynowego.
Tym oto sposobem z uśmiechem na twarzy rozpoczęłam nowy rozdział z moim przyszłym mężem.
____________________________________________________________________________
KONIEC!
Chciałam wszystkim baardzo podziękować za to, że czytacie te moje wypociny. Niestety nasza historia  z Margaret oraz Matthew dobiegła końca. Ale głowa do góry! Już niedługo zaczynam pisać nowe opowiadanie, które mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Szczerze powiedziawszy zacznę je pisać dopiero w okolicy grudnia, bo teraz mam natłok nauki przez zbliżającą się próbną maturę. Zapraszam was również na wattpada, gdzie publikuję swoją książkę fantasy. Lubujecie się w wampirach, bądź bitwach między różnymi istotami? Jeśli tak, to czekam tam na was na profilu @smieszekxd
P.S. Bardzo bliska mi osoba zaproponowała, abym założyła swoją stroną na facebook'u. Czy to wypali? Nie mam bladego pojęcia :) W każdym razie tam również Was zapraszam. Będę starała się informować Was o wszystkim na bieżąco. 
Nie może was również zabraknąć w opowiadaniu "Love Therapy", który mam okazję tworzyć ze wspaniałą blogerką Yaśmina De. Serdecznie zapraszamy!

sobota, 7 listopada 2015

Nie daj się zwariować #24

* kilka tygodni później, dzień ślubu *
- Przypniesz mi welon, Meg? - spytała Mindy.
Uśmiechnęłam się i skinęłam głową.
- Jasne.
Wzięłam do ręki biały materiał, a moja przyszła bratowa zaczęła wylewać mi swoje emocje.
- Jestem strasznie zestresowana, wiesz? Co jeśli coś pójdzie nie tak? Albo jak mój brat zapomni obrączek? Rany! To jest dość podobne do Brocka. Cholera, zaczynam panikować. To nigdy nie zwiastuje niczego dobrego, co?
Nałożyłam welon na jej głowę i obróciłam ją twarzą do mnie. Kucnęłam i zrównałam nasz wzrok.
- Weź głęboki wdech. - uśmiechnęłam się. - I ogarnij się, kobieto. To ma być najszczęśliwszy dzień w Twoim życiu! Wszystko pójdzie tak, jak powinno. Ja z Brock'iem się o to zatroszczę.
Posłała mi uśmiech i pocałowała mnie w policzek.
- Dziękuję. szwagierko. - spojrzała na zegarek. - Musimy jechać.
Skinęłam głową i podałam jej dłoń, żeby pomóc jej wstać. Ona wyszła z pokoju, a ja zabrałam się za ubieranie wcześniej uszykowanej sukienki. Była krótka, czarna z prześwitującym materiałem w dekolcie oraz rowem między piersiami. Poprawiłam szybko włosy, które spięłam w pięknego koka, upewniłam się czy wcześniej zrobiony makijaż jest nienaruszony i zeszłam na dół. Na widok mojej osoby towarzyszącej szeroko się uśmiechnęłam.
- Cześć! - krzyknęłam podchodząc do chłopaka.
- Dzień dobry, piękna. - odpowiedział Matthew, dając mi buziaka w policzek. - Wspaniale wyglądasz.
Uśmiechnęłam się i okręciłam wokół własnej osi, po czym zmierzyłam przyjaciela od góry do dołu.
- No, no. - cmoknęłam językiem. - Ty też wyglądasz niczego sobie, panie Godfrey. Taki elegancki i sek..
- No już, już dzieciaki. - rzucił tata, przerywając mi w połowie zdania. - Musimy jechać.
Sięgnęłam do schowka po bolerko, czarne szpile i poręczną torebkę.

Msza minęła szybko i przyzwoicie, tak jak powinna. Zaraz po tym skierowaliśmy się na salę, aby móc rozpocząć zabawę. Moje miejsce znajdowało się pomiędzy moim bratem, a Matthew. Podeszliśmy do stołu i wzięliśmy do rąk szampana.
- Chciałabym wznieść toast za młodą parę! - krzyknęłam, szeroko się uśmiechając.
Wypiliśmy ciesz znajdującą się w lampce i zaczęliśmy skandować "gorzko". Zjedliśmy obiad, po czym nadszedł czas na pierwszy taniec młodej pary do piosenki "A thousand years".


Młoda para wyglądała na tak zakochaną w sobie, że aż robi się ciepło na serduchu. Poczułam jak łzy napływają mi do oczu, widząc mojego brata ze swoją drugą połówką. I pomyśleć, że jeszcze niedawno byliśmy małymi gówniarzami. W momencie gdy zakończyli swój taniec, na sali rozbrzmiały gromkie brawa. Orkiestra zaczęła grać, a ludzie ruszyli na parkiet. Siedziałam na krześle, oglądając jak zabawa się rozkręca. Nagle poczułam, że ktoś mnie zaczepia.
- Czy mogę prosić panią do tańca? 
Matthew jedną rękę miał za plecami, stał w lekkim skłonie, a drugą dłoń wyciągnął w moją stronę.
- Ależ oczywiście. 
Poszłam więc za moim partnerem na środek sali, po czym daliśmy się ponieść rytmom muzyki. Muszę przyznać, że czułam się tak jak tamtego dnia, w którym robiliśmy przyjęcie dla Kaspara. 
- Co się tak uśmiechasz, hm? - zagadnął Matt.
Popatrzyłam w jego niebieskie oczy i powiedziałam jednym tchem.
- Wspominam nasze pierwsze dni. Wtedy jeszcze wszyscy tutaj byliśmy, a w moim i Twoim życiu nie pojawili się państwo Stone.
Na samo wspomnienie mojego byłego chłopaka moja mina się skrzywiła. Ale zamknęłam już ten rozdział, mimo że w moje serce w dalszym ciągu się nie zagoiło. Matt podniósł mój podbródek do góry i ciepło się uśmiechnął.
- A teraz bawię się w Twoim towarzystwie. Nic lepszego nie mogło mnie spotkać.
Uśmiechnęłam się i wtuliłam w klatkę piersiową mojego przyjaciela. Przetańczyliśmy razem kilka kawałków, po czym zrobiło mi się duszno. Wyszłam na dwór, a wraz ze mną Matthew. Usiadłam na pobliskim murku od fontanny i otuliłam się ramionami. Nawet coś tak głupiego przypomniało mi o Eddiem.

Polecam włączyć do dalszej części. To nada klimat

- Znowu o nim myślisz. - usłyszałam oskarżenie.
Wzruszyłam ramionami i spojrzałam w taflę wody.
- Wiesz jakie miałam wtedy życzenie? - spytałam.
- Nie.
- Marzyłam, żeby w końcu odnaleźć miłość swojego życia. - zachichotałam nerwowo. -  Niezła ironia losu, co?
Matthew głosno westchnął. Obróciłam się w jego stronę i zauważyłam, że bacznie mi się przygląda.
- No, niezła. - mruknął. 
- Może kiedyś się nam poszczęści. - zaśmiałam się. - Znajdziemy tą jedyną osobę, z którą będziemy spędzać każdą wolną chwilę, śmiać się z tych samych żartów, cieszyć z własnych przeżyć.
Poczułam, że Matthew zesztywniał. Popatrzyłam na niego z uniesioną brwią.
- Stało się coś? - spytałam troskliwie. 
- Nie wydaje Ci się, że właśnie opisałaś naszą dwójkę? - spojrzał mi w oczy. - Spędzony każdy dzień razem, wspieranie siebie w najbardziej beznadziejnych sytuacjach, wspólne wygłupy, łzy. 
Uśmiechnęłam się niepewnie.
- Matthew? 
- Tamtego dnia, w którym Ciebie poznałem.. - przetarł ręką kark. - Moi rodzice poinformowali mnie, że myślą nad rozwodem. Tłumaczyli mi, że oprócz mnie nic ich nie łączy. No i spotkałem Ciebie. Uśmiechniętą od ucha do ucha, piękną. Jak się później okazało to inteligentną, zabawną, wrażliwą.. 
Matt zaciął się, a ja ze łzami w oczach przełknęłam gulę, która stanęła mi w gardle. 
- Ja..Yhh.. N-n-no.. - zacisnął oczy, po czym spojrzał prosto w moje lica. - Kocham Cię. Meg. 
Zbaraniałam! Mój Matthew, najlepszy przyjaciel, osoba, z którą dzielę każdą moją chwilę.. Zakochał się we mnie. 
- Przepraszam. - wyjąkał. - Chciałem powiedzieć to wcześniej, ale widziałem, że kręcisz z Eddiem, a potem on.. No miałem ochotę zabić tego gnoja, bo Ty zasługujesz na kogoś lepszego. Nie mówię, że to ja ale..
Przerwałam tą jego nerwową paplaninę pocałunkiem. Był on delikatny, czuły.. Poczułam tęsknotę, kiedy Matt odkleił się od moich ust.
- Ja też Cię kocham, Mattie. 
Poczułam, że się uśmiecha, po czym złożył kolejny pocałunek na moich ustach.
- Oo, przepraszam, że przerywam,, - usłyszałam gdzieś z boku. 
Odwróciłam się i zobaczyłam speszonego brata, który stał przy wyjciu na taras. 
- Ja nie wiedziałem. - rzucił wzruszając ramionami.
Uśmiechnęłam się i skinęłam głową.
- Potrzebujesz mnie? - spytałam.
Charlie posłał mi szeroki uśmiech.
- Chciałem prosić o taniec moją małą, kochaną siostrzyczkę. - spojrzał na Matt'a. - Mogę ją porwać?
Matthew podniósł ręce w geście poddania się, a ja pocałowałam go w policzek i skierowałam się w stronę sali.
- Czy mogę? - spytał pan młody, całując mnie w rękę. 
- No niech się zastanowię..
- Nie ma czasu. - pociągnął mnie na salę. - Właśnie leci mój ulubiony kawałek. 

Kiedy siedzieliśmy przy stole, moja świeżo upieczona bratowa wzniosła toast.
- Chciałabym podziękować pewnej osobie, za wszystko, co dla mnie nas zrobiła. - spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
"O nie, nie, nie. Nie rób tego, proszę"
Moje błaganie w myślach na nic się nei zdało, ponieważ za chwilę rozbrzmiał głos.
- Margaret Howse. - mój brat wstał i dołączył się do niej.
- Za wspaniałą kobietę, która pomogła w przygotowaniach. - zachichotał. - Specjalnie dla nas wróciła szybciej ze swoich wakacji w Hiszpanii, aby pomóc to wszystko ogarnąć. - podniósł kieliszek, uśmiechając się do mnie. - Wszystkiego najlepszego, siostrzyczko. Dużo miłości, bo ktoś musi zając moje puste miejsce w domu.
Zaśmiałam się przez łzy i posłałam im buziaka.
- Kocham Cię. - powiedziałam bezgłośnie do brata.
Po toaście orkiestra zaczęła grać następną piosenkę. 
- Czy mogę prosić moją ukochaną do tańca? 
Spojrzałam na Matta. Mojego, jedynego Matta. Uśmiechnęłam się i ruszyliśmy na parkiet, tańcząc w rytm piosenki "All of Me". 
- Co dalej będzie, hm? - zagadnęłam. 
Matthew uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie lekko w usta.
- Jakoś to będzie. Tylko nie daj się zwariować.
___________________________________________________________________________
KONIEC! Chciałam wszystkim bardzo podziękować za wytrwanie do ostatniego rozdziału. Jest mi niezmiernie miło móc dzielić się z wami moim opowiadaniem. Prawdopodobnie jutro ukaże się ostatnia część "Nie daj się zwariować". 

 sukienka Margaret :)

piątek, 30 października 2015

Nie daj się zwariować #23

"Jeśli spotkasz się Matthew, to przekaż mu, że bardzo zależy mi na skontaktowaniu się z nim. Z góry dziękuję."
Ahh, ta miłość. Odłożyłam telefon pod poduchę i zasnęłam. Obudziłam się o godzinie 10. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w zwiewną, białą sukienkę i zeszłam na dół. Zauważyłam, że wszyscy jeszcze śpią, więc postawiłam wodę na gaz i zaczęłam przygotowywać śniadanie. Całość zajęła mi może z dziesięć minut. Położyłam więc przygotowane kanapki na stole, po czym wyłączyłam gwiżdżący czajnik. Obudziłam rodzinę i zrobiłam im kawę. 

- Siostra, mam do Ciebie biznes. - powiedział mój brat z pełną gębą. 
Zmarszczyłam czoło i skinęłam na niego głową. W przeciwieństwie do Charliego mam kulturę, więc nie będę się odzywać, skoro coś mam w ustach.
- Trzeba wynaleźć dekoracje.
Przełknęłam szybko kanapkę i uśmiechnęłam sie szeroko.
- Ja dzisiaj mam wolne, misiu. - odchrząknęłam. - W każdym razie, mama miała się tym zająć. Mów co chcesz, ale to ona zna się na rzeczy. Ja ewentualnie pomogę ustrajać według obmyślonych planów. 
Charlie trzepnął się ręką w czoło i jęknął.
- Zapomniałem o tym. 
Uśmiechnęłam się szeroko. Dopiłam moją kawę, po czym podziękowałam i poszłam do siebie do pokoju. Rzuciłam się na łóżko i włączyłam telewizor, który znajdował się na przeciwległej ścianie. Szczerze powiedziawszy, to w TV nie było nic ciekawego. Przełączałam z kanału na kanał, szukając szczęścia. Nagle usłyszałam nawoływanie z dołu. Zbiegłam więc do salonu. 
- Mary! - rzuciłam się w ramiona dziewczyny, która właśnie weszła do domu. - Nie wierzę, że przyjechałaś!
Moja kuzynka roześmiała się i poczochrała mi włosy.
- Pomyślałam, że przyda wam się pomoc przy ślubie tego dryblasa. - spojrzała ukradkiem na Charlie'go, który szczerzył zęby. - Wspominał coś, że został z tym sam.
- Nie przeinaczaj moich słów. - przewrócił oczami. - Powiedziałem tylko, że Mindy ma poślizg w delegacji, więc jestem trochę osamotniony.
Pokręciłam głową i wzięłam jedną torbę mojej o dwa lata starszej krewnej.
- Chodź. - uśmiechnęłam się. - Zaniesiemy Twoje bagaże do mojego pokoju.
- To tam będę spać? - spytała zaciekawiona.
- Zmieścimy się na jednym łóżku.

Całe popołudnie przegadałam z Mary, która intensywnie przeżywała swoje opowieści. Wspominała mi, że znalazła wspaniałego chłopaka, który się jej oświadczył. 
- A jak to jest u Ciebie, hm? - zagadnęła. - Masz już jakiegoś na oku?
Mimowolnie uśmiechnęłam się i skinęłam głową. 
- A i owszem.
- To kiedy go poznam?
Spojrzałam na swoje dłonie i zaczęłam bawić się paznokciami.
- Nieszybko. Eddie siedzi w Barcelonie, a wraca dopiero we wrześniu. 
Naszą rozmowę przerwał mój telefon. Przeprosiłam moją kuzynkę i wyszłam na przedpokój.
- Czołem, Matt.- rzuciłam wesoła. - Co tam?
- Hej. Chciałem się upewnić, czy nasze spotkanie jest aktualne.
Kompletnie o tym zapomniałam! No ale jeszcze nic straconego. 
- Pewnie. O której i gdzie sie spotkamy?
- Może przyjdę do Ciebie o 18? 
- Załatwione. A teraz muszę kończyć, więc nie obraź się, ale..
Chłopak roześmiał się, po czym szybko się pożegnał i rozłączył. Wróciłam do pokoju i oznajmiłam mojej kuzynce, że prawdopodobnie będzie miała okazję poznać mojego przyjaciela. 

Punktualnie o 18 usłyszałam dzwonek do drzwi. Wybiegłam z pokoju jak oparzona.
- Ja otworzę! - wydarłam się na całe gardło.
Stanęłam przed drzwiami, poprawiłam sukienkę i otworzyłam wrota do mojego domu.
- Dzień dobry, Meg. - przywitał się Matthew,
- Hej. Wejdź do środka. 
Przeszedł przez próg i pocałował mnie w policzek. 
- A to za co? - spytałam zaskoczona.
- A czy zawsze musi być jakiś powód?
- Emm.. nie.. - odpowiedziałam speszona. - Dobra, chodź do mojego pokoju. Poznasz moją kuzynkę.
Chłopak przystanął i odpowiedział poważnie.
- Wiesz co, Meg? Nie myśl, że ja mam coś przeciwko poznawaniu Twojej krewnej, ale wolałbym porozmawiać z Tobą w cztery oczy.
Zaskoczył mnie tą wiadomością. Przeczesałam włosy ręką i szybko próbowałam znaleźć miejsce, zeby móc spokojnie porozmawiać.
- To może chodźmy do ogrodu? - zaproponowałam. 
Podreptaliśmy więc na tyły mojego domu i usiedliśmy przy stoliku. Zaniepokojona zachowaniem mojego przyjaciela, zaczęłam się wiercić. Matthew z kolei siedział i wpatrywał się przez jakiś czas w trawę. 
- A, właśnie. - zaczęłam, żeby przerwać głuchą ciszę. - Wczoraj napisała do mnie Melanie.
Chłopak gwałtownie podniósł głowę do góry i rzucił mi zaniepokojone spojrzenie.
- Co Ci przysłała?
Wygięłam łuk brwiowy i spojrzałam zaskoczona jego reakcją.
- Prosiła, żebym przekazała Tobie informację, że chce się z Tobą skontaktować.
- Podła zołza. - burknął pod nosem. 
Przysunął do mnie krzesło i oparł swoje łokcie na nogach, biorąc moje dłonie w swoje. 
- Posłuchaj Meg.. - zaczął niepewnie. - Chcesz wiedzieć dlaczego zerwałem z Melanie?
Skinęłam lekko głową i pogłaskałam kciukiem jego skórę.
- Pamiętasz ten dzień, w którym rozmawialiśmy przez skype? - potwierdziłam, po czym kontynuował. - Tamtego dnia spałem u Melanie. Rano robiłem śniadanie, kiedy to przyszedł do niej Eddie. Jak skończyłem, to skierowałem się do jej pokoju, żeby oznajmić, iż jedzenie jest na stole. 
Uśmiechnęłam się na samo wypowiedziane imię mojego chłopaka. 
- No i wtedy podsłuchałem ich rozmowę. 
Matt spojrzał mi w oczy, a ja mogłam dostrzec w nich mieszaninę bólu, żalu, smutku i zawodu. 
- Eddie przyszedł z pretensjami, że Melanie wepchała mu jakąś dziewczynę do łóżka. Oni się przespali, Meg. Był wściekły na kuzynkę, bo dosypała jemu czegoś do napoju, przez co nie do końca kontaktował.
Poczułam, jak moje ciało sztywnieje, a obraz zamazuje mi się, spowodowany napływem łez. Nie wiem dlaczego, ale jakaś cząstka mnie wiedziała, że Matthew by mnie nie oszukał. Ufałam jemu bezgranicznie, dlatego nie miałam powodu, żeby jemu nie wierzyć. Mimo to wydukałam z siebie jedno słowo.
- Kłamiesz. - wyszeptałam. 
Matthew pokręcił głową. 
- Przykro mi, Meg. Dowiedziałem się również, że zdradzał Ciebie na początku związku. Co prawda zapierał się, żę Cię kocha i świata poza Tobą nie widzi, ale jednak to zrobił. 
- Dlaczego on mi to zrobił? - powiedziałam łamiącym się głosem. - Jebany dupek! A ja myślałam, że to coś poważniejszego. - moje słowa przechodziły w lament, zagłuszany wybuchami płaczu. - Jaka ja byłam naiwna!
Matthew nic więcej nie powiedział, tylko podszedł i przytulił mnie do siebie. Czując wsparcie mojego przyjaciela, oparłam się o jego klatkę piersiową i pozwoliłam sobie na opłakiwanie mojego zdruzgotanego serca. 
- Już dobrze, Meg. - wyszeptał mi w włosy. - On po prostu nie był Ciebie wart. - pogłaskał po plecach i pocałował w czubek głowy. 
- Zostałam teraz sama. Nawet nie mogę porozmawiać o tym z Kate czy Kasparem, bo ich tutaj nie ma. - wyłkałam.
- Nie myśl tak. - odpowiedział automatycznie. - Jestem przy Tobie, Meg. Zawsze będę.
_________________________________________________________________________________
I tym oto sposobem zakończyłam kolejny rozdział :D Wybaczcie, jeśli nie jest jakiś zachwycający, ale pisałam go na bieżąco (Jego godzina 2:15 w nocy). Tymczasem życzę wam miłej nocy! Pozdrawiam, Gosia.

poniedziałek, 26 października 2015

Nie daj się zwariować #22

Nastepnego dnia wstalam wczesniej, aby dokonczyc razemz Charliem to, co zaczelismy poprzedniego dnia. Zapukalam do jego drzwi, lecz nie uslyszalam odzewu. Wzruszylam ramionami i zeszlam na sniadanie. Okazalo sie, ze moj braciszek zasnal przy stole kuchennym. Ledwo powstzrymujac sie od smiechu zaszlam go od tylu i wyszeptalam mu do ucha. 
- Charliee.. - Zanucilam. - Wstaawaaj, za godzine jedziemy do kosciola. 
Mezczyzna tak sie zerwal, ze za mocno przechylil sie na krzesle i wywrocil na plecy. Tym razem nie probowalam tego zdusic tylko sie rozesmialam. Moj braciszek pomacal sie po karku i rzucil mi krzywe spojrzenie. 
- Mala, bezczelna wredota. 
Wyszczerzylam do niego zęby i podalam reke, zeby pomoc tej lamadze wstac. 
- Dzieki. - Wystekal, podnoszac dupsko z podlogi. 
Ja natomiast podeszlam do lodowki po moj ulubiony sok. 
- Eee.. - zaczelam lekko poirytowana. - Kto mi wypil multiwitamine, co? 
Spojrzalam na brata i tym razem to on sie do mnie szeroko usmiechnal. 
- Ten, ktorego z rana chcialas poslac do grobu. 
Czy to aby z pewnoscia moj brat? Pokrecilam glowa i siegnelam po butelke z woda mineralna. Odwrocilam sie w strone brata i skinelam glowa. 
- Raz, dwa, panie adwokacie. Musimy dokonczyc to, co zaczelismy wieczorem. 
Caly poranek oraz polowe popoludnia spedzilismy na zalatwianiu formalnosci. Skonczylismy okolo godziny 16, wiec postanowilam pojsc pobiegac. Kocham ten moment, w ktorym najzwyczajniej swiecie moge sie od wszystkiego odciac. W glowie jest tylko cisza, spokoj i.. Matthew? Czemu u licha zerwal z Melanie? I dlaczego to ma cos wspolnego ze mna? Niech mi tylko nikt nie mowi, ze to zazdrosc jak u Rachel. Steknelam i przebieglam dwa kilometry. Po maratonie wrocilam do domu i po szybkim prysznicu polozylam sie do lozka. Wzielam telefon do reki i napisalam do Matt'a. 
"O ktorej bedziesz w Londynie?" 
Nie musialam dlugo czekac na odpowiedz. 
"O 10 rano. Mam nadzieje, ze moge liczyc na mile przywitanie przez sliczna blondynke?" 
Zachichotalam i odpisalam mu. 
"Bede czekac na lotnisku." 
Nawet nie wiem kiedy zasnelam. Obudzilam sie o 8 rano. Szybka mobilizacja, ogarniecie W 100% i przygotowanie sobie sniadania. Postanowilam, ze zrobie kilka dodatkowych kanapek dla Matthew, bo znajac zycie i jego zoladek to przyleci glodny. Poinformowalam Charliego, ze wychodze i wsiadlam do samochodu. Jakis czas pozniej dotarlam do celu. Mialam ogromny prpblem, zeby znalezc miejsce do zaparkowania! Matko kochana! Gdzie tyle ludzi! Podirytowana w koncu cos upatrzylam i zostawilam tam samochod. Dziesiec minut szukalam! I tak stalam gdzies na daleekim zadupiu. Poszlam na lotnisko i czekalam do momentu, az zobacze mojego przyjaciela. Jedna grupa ludzi i nic. Druga grupa ludzi i nic. Popatrzylam na zegarek i wytrzeszczylam oczy na widok godziny 10: 30. Nagle na ramieniu poczulam czyjas dlon. Przestraszona odwrocilam sie i zauwazylam usmiechnieta od ucha do ucha mine mojego przyjaciela. Zlapalam sie za serce i pokrecilam glowa. 
- Panie Godfrey, ja tu z dobroci serducha do pana przyjezdzam, a jedyne co dostaje w zamian to zawal. 
Matthew rozesmial sie i mocno mnie przytulil. 
- Nie badz zla, myszko. - Pocalowal mnie w policzek. - Strasznie sie za Toba stesknilem 
Prychnęłam i spojrzałam na niego spod byka. 
- Załóżmy, że jakoś z tego wybrnąłeś. - uśmiechnęłam się szeroko. - A tak na poważnie, to cieszę się, że przyjechałeś. 
Chłopak skinął głową i odsunał się kawałek, sięgając po walizki. 
- Pomóc Ci? - zaoferowałam. 
Matthew prychnął i postukał się w czoło. 
- W życiu nie wykorzystam kobiety do takich rzeczy. 
Jak mnie irytuje przejaw tej męskiej dumy! Westchnęłam i wzięłam chociaż poręczy bagaż. Co prawda Matt chciał coś powiedzieć, lecz szybko go zbyłam. Doszliśmy do samochodu, spakowaliśmy jego manatki i skierowaliśmy wprost do domu przyjaciela. Podłączyłam swój telefon do radia, przez co leciał same znane przez nas piosenki. Śpiewaliśmy, śmialiśmy się do czasu aż zajechaliśmy na jego podjazd. 
- Wow. - wyszeptałam na widok czarnego jaguara pod domem. 
Matthew nie podzielał mojego entuzjazmy. Jęknął głośno i wyszedł z samochodu. Zrobiłam to samo i otworzyłam jemu bagażnik. 
- O co chodzi? - spytałam zatroskana. 
- Moi rodzice są w domu. - burknął. 
- Ejj.. - szturchnęłam go w bok. - To chyba dobrze, co? Wiem jak wyglada sytuacja między wami. Ale jakby nie patrzeć nie było Ciebie w domu przez długi okres czasu. Na pewno się ucieszą. 
Matthew wykrzywił swoją twarz, co miało chyba być uśmiechem. Weszliśmy do domu. Panowała tutaj zupełna cisza, przez co miałam nadzieję, że nikogo nie spotkam. Nie znali mnie, a póki co nie miałam ochoty poznawać tej dwójki. Zawsze miałam uprzedzenia do rodzin, które nie szanują swoich krewnych. Nie mówię, że tak jest w tym wypadku.. No ale jednak Matt sporo przez nich przeszedł. Weszliśmy do jego pokoju. Chłopak postawił swoje rzeczy pod ścianą i zwrócił sie do mnie. 
- Dzięki za podwózkę. - uśmiechnął się. - Kiedyś Ci się odwdzięczę. 
I tutaj dostałam nagłego olśnienia! 
- Wiesz.. - zaczęłam niepewnie. - Właściwie to ja już wiem w jaki sposób mógłbyś mi pomóc.. 
W jego oczach zobaczyłam determinację oraz szczere rozbawienie. Dziwny facet. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. 
- No więc? - ponaglił. 
- Jak wiesz.. Mój brat ma za niedługo ślub. Eddie wraca dopiero we wrześniu, a ja nie chcę iść na to wesele sama.. Więc pomyślałam, że mógłbyś ze mną pójść.. 
Na wspomnienie o tym jego mina spoważniała, a on sam lekko się wkurzył. Poddenerwowana przystanęłam z nogi na nogę. 
- Czyli nie.. - szepnęłam pod nosem. 
Matthew pokręcił głową. 
- Nie no, oczywiście, że się pójdę. - uśmiechnął się i lekko skłonił. - To będzie zaszczyt być u Twego boku w tak ważnym dniu dla Twojej rodziny, pani. 
Zaśmiałam się i przytuliłam do mojego przyjaciela. 
- Dziękuję. 
Matt pogłaskał mnie po plecach po czym dodał poważnym tonem. 
- Znajdziesz dla mnie chwilę wieczorem? - spytał. 
Westchnęłam i pomyślałam o tym, co mam dzisiaj do roboty. 
- Właściwie to jadę z Charlie i mamą oglądać sale. Hmm.. Ale jutro mam chyba wolny. Może być? 
- Pewnie. - odpowiedział. - Przyjdę po Ciebie, co? 
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, po czym wróciłam do domu. Nie zdążyłam nawet wejść do pokoju kiedy zostało oznajmione mi, że wyruszamy w drogę. 

Pierwsza sala mieściła 150 osób. Miała nowatorskie wykończenie z ciekawym wnętrzem i zachwycającym sufitem z kryształowymi żyrandolami oraz wmontowanymi lustrami ciekawie odbijającymi tańczących gości. Obok zostało wydzielony specjalny podest dla orkiestry, nagłaśniający całą salę. 
- Co Ty na to? - spytał mnie Charlie. 
- Zajebista, braciszku. - rzekłam obezwładniona urokiem sali. 
Pojechaliśmy dalej. Druga sala była nieco bardziej skromna. Na każdej ścianie znajdowały się wielkie okna, ukazujące piękno otaczającego ogrodu. Pod nimi były poustawiane okrągłe stoły z śnieżnobiałymi obrusami, które niesamowicie nadały sali kameralnego wystroju. Na środku było miejsce do tańczenia, wyróżniające się ciemniejszym odcieniem parkietu. Minusem była maksymalna liczba gości, która wynosiła 60 osób. Do tej pory potwierdziło przyjście 100 osób, przez co niestety ta piękność nam odpadła. Z kolei trzecia sala zaparła dech w piersi! Pierwsze co wpadło mi w oko to był sufit! Oświetlony był niebiesko-fioletowym kolorem, a na tym białe odcienia światła, które wyglądały jak gwiazdy! Na ścianie można było dostrzec różowe odcienie. W tym miejscu stały porozstawiane okrągłe, bialutkie stoły, przy którym mogło usiąść dziesięć osób. W tej stali parkiet taneczny oraz podest dla orkiestry ustawiony był w miejscu, które wyglądało na jakąś przybudówkę, które jednak było w tym samym budynku. Okna były zakryte białymi firanami, godnymi salonów prezydenckich. Okazało się, że sala była w stanie pomieścić maksymalnie 180 osób. 
- Charlie. - powiedziałam, pochodząc do niego. - Nie wiem jak Ty, ale ja brałabym tą. 
Brat uśmiechnął się do mnie szeroko i pocałował mnie w policzek. 
- Kochana, właśnie tylko utwierdziłaś mnie w wyborze! 
Godzinę później byliśmy już po formalnościach i zmęczeni wracaliśmy do domu. Musiałam przysnąć, ponieważ obudziło mnie szturchanie w ramię. 
- Córeczko, wstawaj. Jesteśmy na miejscu. 
Niewiele myśląc poszłam do siebie do pokoju, przebrałam się w koszulkę do spania i ułożyłam się na łóżku. Nagle usłyszałam dźwięk sms'a. Wzięłam telefon do ręki i zobaczyłam wiadomość od Melanie. 

Nie daj się zwariować #21

Perspektywa Matthew (dzień wcześniej) 
Obudziłem u boku mojej partnerki. Przeciągnąłem się i obróciłem twarzą do ukochanej. Promienie słońca utworzyły wokół jej głowy aureolę przez co wydawała mi się jeszcze piękniejsza. Nie chcąc jej budzić wstałem i wziąłem swoje rzeczy, żeby móc wziąć szybki prysznic. Ustawiłem wodę na nieco chłodniejszą, ponieważ to jest najlepszy sposób na rozbudzenie mojego zaspanego umysłu. Szybko się umyłem, ubrałem i skierowałem do pokoju. Na łóżku siedziała już rozbudzona Melanie i szeroko się do mnie uśmiechnęła. 
- Dzień dobry, kochanie. - powiedziałem. 
Usiadłem na drugim końcu łóżka i lekko pociągnąłem dziewczynę. Upadła na plecy a ja pochyliłem się nad nią i złożyłem na jej ustach czuły pocałunek. 
- No hej. - odpowiedziała jeszcze bardziej uśmiechnięta. 
- Jak minęła noc? 
Melanie zaśmiała się i pokręciła głową. 
- Nie wliczając Ciebie mówiącego przez sen to było cudownie. 
Roześmiałem się i pocałowałem ją przepraszająco w usta. 
- Wybacz, sądziłem, że już z tego wyrosłem. - Spojrzałem na zegarek i wstałem z łóżka. - Pani pozwoli, że skorzystam z Twojej kuchni i przygotuję śniadanie? 
- Jasne. - rzuciła uradowana. 
Uśmiechnięty od ucha do ucha zszedłem na dół i zdziwiłem się, gdy zauważyłem Eddiego wchodzącego do mieszkania. Był zdenerwowany, co bardzo mnie zaskoczyło, gdyż nigdy tak się nie zachowywał. 
- Cześć, Ed. - rzuciłem uśmiechając się do niego. 
Spojrzał na mnie i rozejrzał się dookoła. 
- Co Ty tu robisz? - spytał bez ogródki. 
- Śniadanie. - zaśmiałem się. - Chcesz też? Mogę zrobić dla czterech osób. 
- Czterech? - spytał, wciąż zdezorientowany. 
Ściągnąłem brwi i kiwnąłem głową. 
- Dla Twojego kuzyna. 
- A no tak. - odchrząknął. - Nie, właściwie to podziękuję. Wpadłem tylko coś powiedzieć Mel i uciekam. 
- Jak tam sobie chcesz. 
Zacząłem przygotowywać śniadanie godne królów, a Eddie skierował się na piętro. Z upływem czasu dało się słychać coraz to donośniejsze, podnoszone głosy mojej dziewczyny i jej kuzyna. Zaparzyłem kawę i postanowiłem pójść poinformować Mel, że wszystko gotowe. Co prawda nie chciałem im przerywać, aczkolwiek jedzenie mogło szybko wystygnąć. Wchodząc po schodach usłyszałem, że wypowiadają imię mojej przyjaciółki. Wiem, że to nie ładnie, ale zacząłem nasłuchiwać. 
- Ty mnie w to wkopałaś. - warknął Eddie. 
Melanie jęknęła. 
- Ta dziewczyna nie jest dla Ciebie! - cicho krzyknęła. - Dobrze wiesz, że jej nie znoszę. 
Było słychać, że wściekły chłopak zrzucił cos na podłogę. 
- I zgrywałaś jej przyjaciółkę, po co? Dla Matta? Tak się chciałaś jemu przypodobać?! Z resztą, nie ważne. - rzucił. - Ja ją kocham, Melanie. A Ty wywinęłaś taki numer. Jak mogłaś zrobić mi coś takiego?! 
- Eddie.. - zaczęła. - Chciałam zaznaczyć, że sam ją zdradziłeś kilkukrotnie. 
Tego się nie spodziewałem. Miałem ochotę wejść i tak jemu prz*ebać, że się owinie wokół własnej osi. Jednak wstrzymałem się z tym i zacząłem nasłuchiwać dalej. 
- To było na początku związku. - głos mu się załamał. - Wtedy jeszcze nie czułem do niej tego, co czuję teraz. Nie musiałaś wpychać mi jakieś laski do łóżka! I to jeszcze za kasę! Ile jej zapłaciłaś, co?! Jak wysoko sobie cenisz własnego kuzyna, kretynko?! - ryknął. - Co takiego zrobiła Tobie Margaret, że posuwasz się do takich rzeczy?! A ten filmik... Nadal go masz? Co zamierzasz z nim zrobić? Wyślesz go Meg i pokażesz jak to jej chłopak bzyka tanią dziwkę? 
- Nie wyzywaj mojej przyjaciółki! - syknęła. - Przepraszam, że Ciebie uraziłam ale.. 
Dłużej już nie zniosłem. Wszedłem do środka i podszedłem do Eddiego. Złapałem go za szmaty i przycisnąłem go do szafy. 
- Ty śmieciu. - warknąłem. 
Oczy chłopaka zaszły łzami i próbował uspokoić mnie gestykulacją rąk. 
- Matt, uspokój się. - usłyszałem gdzieś za plecami, ale nie zwróciłem na to uwagi. 
- Zamknij się. - syknął Edd na swoją kuzynkę. Spojrzał na mnie i kontynuował. - Wysłuchaj mnie. Naprawdę tego nie chciałem, Matt. Mel to zmanipulowała. Dodała mi do napoju jakieś prochy otumaniające, ja.. Ja kocham Margaret i nigdy bym jej czegoś takiego nie zrobił. Musisz mnie zrozumieć! Proszę! 
Z jego oczu popłynęły łzy. Jednak mnie to nie ruszyło. Puściłem go i odwróciłem się tylko po to, żeby zrobić większy zamach i uderzyć pięścią w tą jego przystojną twarzyczkę. 
- Matthew! - krzyknęła rozdygotana. - Coś Ty zrobił? 
Podeszła do mnie i lekko mnie popchała. Złapałem jej ręce i warknąłem prosto w twarz. 
- Nawet mnie nie dotykaj, rozumiesz? - serce mi pękało. Jak moja dziewczyna mogła coś takiego zrobić Meg? Wziąłem głęboki oddech i odrzuciłem jej dłonie na bok. - Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego. 
Musiałem stamtąd wyjść, ponieważ wiem, że mogłoby to się źle skończyć. Wziąłem swoje rzeczy i wyszedłem z domu. Skierowałem się prosto do Kaspara i prowadząc samochód wziąłem telefon do ręki. Chciałem zadzwonić i się umówić z nim na spotkanie, aczkolwiek wiedziałem, że siedzi teraz gdzieś z Rachel. Albo tak się tylko tłumaczyłem? Byłem cały rozdygotany z nerwów. Czułem się zawiedziony i skrzywdzony przez Melanie. Mimo to wciąż miałem w głowie Margaret. Jak ona to przyjmie? Wiem przecież jak bardzo zależy jej na Eddiem. Ona kocha go całym sercem, a on najzwyczajniej w świecie.. Ah! Trzepnąłem ręką w kierownice i wybrałem numer do Kaspa. Mężczyzna stwierdził, że nie ma co zwlekać i dzisiaj wieczorem porozmawia z Meg na skype. Po co ma czekać w Anglii na swojego księcia z bajki, który w Hiszpanii wykręca jej takie numery? Dojechałem do niego do domu i automatycznie się spakowałem. Miałem dość pobytu w tym miejscu. Po kilku godzinach zbierania swoich gratów usłyszałem nawoływanie Kaspara. Okazało się, że Meg ma wolny czas i możemy do niej zadzwonić. Na widok mojej przyjaciółki serducho mocniej mi zabiło. Po czym zdałem sobie sprawę z tego, że jej za niedługo zostanie złamane. 
- Co Ci jest, Matt? - spytała piękna blondynka. 
- Zerwałem z Melanie. 
- Co się stało? - spytała przejęta Meg. 
Nie chciałem jej tego powiedzieć przez komunikator internetowy. 
- Wybacz, Meg, ale nie chce o tym rozmawiać. 
Na co idiota Lucas, który siedział obok, musiał dorzucić swoje trzy grosze. 
- A powinieneś. - prychnął. - Kto jak kto ale Meg powinna o tym wiedzieć. 
Kopnąłem go pod stołem tak mocno, że ten aż odszedł od ekranu i zaczął pokazywać mi środkowy palec. 
- O czym Wy mówicie?! - nasza kochaniutka Meg stawała się coraz bardziej poddenerwowana. 
- To nie jest rozmowa na skype. - powiedziałem delikatnie. 
- To niby jak mam się dowiedzieć?! 
„Najlepiej, żebyś nie musiała się tego dowiadywać, ślicznotko”, pomyślałem. Jest dla mnie bardzo ważna i nigdy nie wyobrażałem sobie, że coś takiego będę musiał jej przekazać. Ale skoro mus.. 
- Pojutrze wracam do Londynu. 

Nie daj się zwariować #20

Rano obudziło mnie pukanie do drzwi. 
- Meg. - usłyszałam głos. - Zejdź na obiad. 
Lekko oszołomiona i tylko na wpółżywa przykryłam głowę kołdrą i wymruczałam. 
- Eddie, powiedz Matthew, żeby przestał mi.. 
- Co Ty gadasz? 
Otworzyłam oczy i zamiast Eddiego zauważyłam mamę stojącą nad moim łóżkiem. Poczułam się jakbym zobaczyła zjawę. Gwałtownie się wyprostowałam i rozejrzałam po pokoju. No tak.. Przecież wczoraj wróciłam z Hiszpanii. 
- O jakim Eddiem Ty mówisz? - wyrwała mnie z porannego otępienia. 
Przeciągnęłam się i ziewając grzecznie odpowiedziałam rodzicielce. 
- Przyjaciel, mamo. - uśmiechnęłam się. - Co dobrego upichciłaś? 
Nic nie powiedziała tylko pokręciła głową i skierowała się do drzwi. 
- Zejdziesz to zobaczysz. 
Po szybkiej porannej,a właściwie popołudniowej, toalecie zbiegłam na dół. Kuchnia była już pusta, więc bez żadnego zastanowienia zaczęłam wcinać potrawę. Zjadłam, pozmywałam i poszłam po telefon. 
"Kochanie, odezwę się do Ciebie w poniedziałek wieczorem. Prędzej nie będę miał jak się z Tobą skontaktować. Kocham Cię " 
Zaskoczona tą wiadomością usiadłam na łóżku i odpisałam na sms. 
"Masz aż tak napięty grafik, że przez tydzień nie będziemy mogli porozmawiać? Miłego wypoczynku, kochanie." 
Chciałam rzucić tym telefonem o ścianę, ale zauważyłam drugiego sms'a od Kaspara. 
"Księżniczko, daj znać kiedy będziesz wolna. Mam Tobie dużo do opowiedzenia." 
- Mhm, szkoda że mój chłopak nie potrafi się tak zmotywować. - powiedziałam sama do siebie. 
Położyłam telefon na komodę i wzięłam głęboki wdech. Co to, do cholery, za dziwna szopka? Jęknęłam i skierowałam się do pokoju Charliego. Zapukałam do drzwi i czekałam, aż coś odpowie. 
- Wejdź. - rozbrzmiał stlumiony głos. 
- Cześć, braciszku. 
Odwrócił sie do mnie i uśmiechnął szeroko. 
- Niedźwiedź wyszedł ze swej jamy po śnie zimowym? 
Zaśmiałam sie i usiadłam na krześle obok niego. Spojrzałam na monitor i zauważyłam, że przegląda właśnie jakąś listę. Zainteresowana skinęłam na ekran. 
- A to co? - zapytałam. 
Charlie westchnął i przetarł twarz swoją dłonią. Oparł brodę o rękę i spojrzał na spis. 
- Mindy przysłała mi listę propozycji dotyczące wystroju naszej sali. 
- Hmm.. - mruknęłam i rzuciłam okiem na ekran. - Czarny? Poważnie? Wykreśl to od razu! To nie stypa! 
Mój braciszek się zaśmiał i zrobił to, co powiedziałam. 
- Pozostaje nam jakieś dziesięć innych koncepcji. - jęknął. 
Uśmiechnęłam się szeroko i krzyknęłam w stronę drzwi. 
- Mamo, możesz na chwilę przyjść? 
Zdziwiony Charlie spojrzał na mnie, a ja wzruszyłam ramionami.
- W końcu jest architektem wnętrz, no nie? 
Po przyjściu mamy wszystko jej wyjaśniliśmy, a ona bez większego zastanowienia zgodziła się i spisała pomysły Mindy. Z kolei ja z Charliem zajęłam się listą gości. Oczywiście nie wszyscy potwierdzili swoje przybycie i musieliśmy zadzwonić się upewnić. Zajęło nam to całe popołudnie. Wieczorem tata przyniósł nam do pokoju kolację i skinął głową na syf kartek leżący obok nas. 
- Zróbcie sobie przerwę na dzisiaj. 
Mój braciszek przeciągnął się i spojrzał na zegarek. 
- O cholera, północ. 
Ziewnęłam i sięgnęłam po swój talerz z dwoma kanapkami. 
- W takim razie idę do siebie. - rzuciłam. - Jutro do tego wrócimy. 
Po zjedzeniu kolacji i szybkim prysznicu wysłałam sms'a do Kaspara. 
"Mam czas wolny." 
Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. 
"Wejdź na skype" 
Zaskoczona jego ochotą na rozmowę ze mną przeciągnęłam się i włączyłam laptop. Połączenie.. Kasp.. Odbierz.. Na ekranie pojawiły się twarze Luca, Kaspara oraz Matthew. 
- Cześć, Meg. - rzucił uśmiechnięty barman. 
Pomachałam do kamerki i uśmiechnęłam się szeroko. 
- Dobry wieczór. Co u was słychać? 
Kaspar zaczął mi opowiadać o tym, jak świetnie wiedzie się jemu oraz jego rodzicom. Bar był już skończony i w piątek ma być otwarcie. Z kolei Lucas opowiadał o tym jak spędził czas z Kate. Matthew siedział cicho i nic nie powiedzial. 
- Co Ci jest, Matt? 
Wykrzywil sie lekko i po raz pierwszy przemowil. 
- Zerwalem z Melanie. 
Szczeka doslownie mi opadla. Przeciez wygladali na tak mocno zakochanych. 
- Co sie stalo? 
- Wybacz, Meg, ale nie chce o tym rozmawiac. 
- A powinienes. - Prychnal Luc. - Kto jak kto ale Margaret musi sie o tym dowiedziec. 
Nie mialam bladego pojecia, co wlasnie powiedzieli. Pokrecilam glowa i popatrzylam prosto w kamerke. 
- O czym wy mowicie? 
- To nie jest rozmowa nw skype. 
Poirytowana prychnelam i lekko wkurzona zacisnelam piesci. 
- To niby jak ja mam sie dowiedziec?! 
Nastala krotka przerw, ktora przerwal Matt. 
- Pojutrze wracam do Londynu.

Nie daj się zwariować #19

Po kilku godzinach wylądowałam na lotnisku. Rozejrzałam się wkoło i zauważyłam Charliego, który do mnie machał. 
- Cześć, siostra! - krzyknął z lekkim uśmiechem na twarzy. 
Podbiegłam i przytuliłam się do tego pacana. Mogę na niego narzekać, marudzić non stop, aczkolwiek tęskniłam za nim strasznie. 
- Cześć, Charlie. - powiedziałam i cmoknęłam językiem. - Jak się miewa nasz przyszły pan młody? 
Mężczyzna jęknął i pokręcił głową. 
- Dziwnie. Rozmawiałem z Mindy i dowiedziałem się, że wróci tydzień przed ślubem. 
- Który jest...? - napomknęłam ciekawa dokładnego terminu. 
- 15 sierpnia. 
Skinęłam głową poklepałam go po ramieniu. 
- Luzuj, brat. Damy sobie radę. Ale jeśli się nie gniewasz.. - powiedziałam, ziewając. - Może byśmy już pojechali do domu, co? Te loty samolotem są dla mnie męczące. 
Charlie bez żadnego protestu wziął moje torby i zaniósł do samochodu. Po drodze nie miałam ochoty na rozmowę, więc wpatrywałam się tępo w szybę. 
- Gniewasz się? - spytał nagle. 
Odwróciłam się do niego twarzą i prychnęłam. 
- Niby za co? 
- Noo, że popsułem Tobie plany. 
Uśmiechnęłam się lekko i wzrok znów zwróciłam ku krajobrazom przewijający się za szkłem. 
- Daj spokój, Charlie. Przecież równie dobrze mogłam Tobie odmówić i zostać w Barcelonie. - ziewnęłam. - Skoro się zgodziłam to zrobiłam to z własnej woli, więc nie, nie gniewam się. 
Mijały kolejne minuty, a ja rozmyślałam o tym, co robi teraz Eddie wraz z moimi przyjaciółmi. Może siedzą na plaży? Albo robią sobie grilla u Kaspara. Chociaż właśnie kończyli remont w barze jego mamy, więc może tam się udali. Po jakimś czasie dotarliśmy na podjazd. Z domu wybiegł tata i kiedy tylko wyszłam z samochodu mocno mnie przytulił. 
- Moja mała, słodka Megy! - krzyknął radośnie. - Tęskniłem za Tobą! 
Zaśmiałam się i poklepałam staruszka po plecach. 
- Już nie taka mała, co? - uśmiechnęłam się. - A Ty dzisiaj masz wolne? 
Tata skinął głową i pokazał gestem na Charliego. 
- Poprosił mnie, żebym pomyślał o jakimś menu z drinkami oraz napojami na wesele. Stwierdziłem, że równie dobrze mogę się przydać do pozostałej części organizowania wesela. 
- Mmm.. ok... - rzuciłam zdziwiona. - Ale pogadamy o tym później, dobra? Najchętniej to wzięłabym prysznic i poszła spać. 
Tata poczochrał mi włosy i pocałował mnie w czoło. 
- Leć, córuś. Ale nie myśl, ze ominie Cię rozmowa na temat Barcelony! 
Uśmiechnięta ruszyłam na piętro i wskoczyłam do łazienki. Odkręciłam wodę w kabinie, obmyłam się i wyszłam do pokoju, żeby móc się położyć. Ułożyłam głowę na poduszce i.. Nagle zadzwonił mi telefon. Lekko podrażniona, że ktoś mi przerywa, wstałam i sięgnęłam po komórkę. Na ekranie wyświetlił się numer Matthew. 
- Halo? 
- Cześć, Meg. - rzucił radośnie chłopak. - Jesteś już w domu? 
- Mhm. - mruknęłam, kładąc się ponownie na poduszce. - Stało się coś? 
- W sumie too.. - zaciąl się na chwilę. 
- W sumie to co? - nagliłam. 
- To nic się nie stało. Stęskniłem się za Twoim głosem, ot co. 
Jęknęłam i nakryłam głowę kołdrą. 
- Widzieliśmy sie zaledwie kilka godzin temu, Matt. 
- No i? - rzucił radosny. - A Ty co taka przymulona, łobuziaro? 
- Właśnie leżę i próbuję zasnąć. Niestety ktoś mi przerwał. 
W słuchawce rozbrzmiał śmiech chłopaka, przez co mimowolnie na moją twarz wpłynął uśmiech. Kochałam to. 
- No już nie zatruwam Tobie tyłka. - rzucił. - Chciałem się upewnić, że bezpiecznie dotarłaś do Londynu. No i.. Eddie chciał z Tobą porozmawiać. 
Westchnęłam i z zamkniętymi oczyma wymruczałam. 
- Daj mi go do telefonu. 
- Już się robi. Do uslyszenia, łobuzie! 
- Mmmm.. Bywaj. 
Mogłam uslyszeć jak chłopak krząta się po mieszkaniu i o coś potknął. W chwilę po tym rozbrzmiał głos mojego chłopaka. 
- Cześć, Meg. - powiedział lekkim głosem. 
- Dzień dobry, skarbie. 
- Chciałem sie upewnić, czy wszystko w porządku. 
Zaśmiałam sie w duchu, lecz wszystkimi siłami próbowałam nie zrobić tego w rzeczywistości. Odchrząknęłam i dodałam. 
- To już jest was dwóch. 
- Dwóch? - spytał zaskoczony. 
- Mhm.. Matthew. 
- A, no tak. - westchnął i niechętnie powiedział następnie zdanie. - Nie obraź się, ale będę już kończył. Chciałem tylko Ciebie usłyszeć i mieć pewność, że jesteś na miejscu. Poza tym.. Nie chcę zjadać Matthew impulsów. 
- Nie ma sprawy. - ziewnęłam. - W takim razie dobranoc, Eddie. 
- Dobranoc, Meg. Kocham Cię. 
- Mmm.. Ja Ciebie też. 
Połączenie zostało zakończone. Strasznie dziwne rozmowy, aczkolwiek miło z ich strony. Nawet nie miałam siły, żeby z nimi porozmawiać, bo byłam na wpół śpiąca. Odłożyłam telefon na komodę i momentalnie zasnęłam.